Advanced search Advanced search

Bicie stemplami fałszywemi


Fałszowanie monet za pomocą bicia stemplem do tego celu stworzonym, zasługuje już zupełnie na miano fachowego fałszerstwa. Do zrobienia bowiem nowego stempla, do bicia nim monet, istnieć musiał już cały, urządzony, w maszyny i narzędzia zaopatrzony warsztat, cała fabryka. Robienie stempli wymagało już zupełnie fachowego wyuczenia i niemałej wprawy. Sposoby fabrykacji stempli mogłyby być dość rozmaite. Chcąc je opisać, często bardzo będziemy musieli porównywać czynności fałszerzy z techniką praktykowaną przy biciu monety legalnej. Ponieważ mało numizmatyków obeznanych jest z szczegółami zawodu mincarskiego epok rozmaitych, musielibyśmy opisać je najdokładniej i odbiec zbyt daleko od właściwego naszego tematu. By tego uniknąć i w przekonaniu, że opis taki tylko przez fachowego człowieka dokładnie podanym być może, wskazujemy na artykuł dawnego urzędnika mennicy warszawskiej i światłego numizmatyka Walerego Kostrzębskiego, opublikowany po raz pierwszy w roku 1896 w Wiadomościach Numizmatyczno-Archeologicznych pod tytułem „Mennictwo w Polsce“. Sami powracamy do fabrykacji stempli fałszywych:

Jeżeli monety, o której sfałszowanie chodziło, nie posiadano, lecz tylko jej rysunek, lub jeżeli cennego oryginału na niebezpieczne próby narażać nie chciano, lub ostatecznie chodziło o stworzenie monety zupełnie nieistniejącej, wtedy ryto stempel wprost w odpowiedni kawałek miękkiej stali, którą po skończeniu rycia hartowano. Było to tak zwane rznięcie stempla „od ręki". Z opisu Kostrzębskiego dowiadujemy się, że w mennictwie legalnem, zawodowem, nie używano nigdy stempli rzniętych od ręki. W każdej mennicy fabrykowano natomiast znaczną ilość małych wypukłych stempelków czy dłutek, przedstawiających pojedyncze litery, znaki, popiersia i t. d. Temi stempelkami wybijano w miękkiej stali całkowity rysunek monety, niejako jej negatyw. Ponieważ przy wybijaniu tego stempla negatywu używano, gdy zachodziła potrzeba tej samej litery czy znaku, tegoż samego zawsze dłutka n. p. litery 5, zatem na monecie oryginalnej wszystkie 5 równe zupełnie sobie powstawały. Wyjątki powstać mogły tylko mechaniczne n. p. przez niedobicie, poruszenie się płytki kruszcu przy uderzeniu tłoka maszyny menniczej i t. d. Lecz nietylko jedna moneta, ale całe ich szeregi, kilka nawet roczników z rzędu wykazują tę równość pojedynczych znaków, tłomaczącą się faktem, że gdy używany do bicia stempel stał się niezdatnym do dalszej pracy, brano do fabrykacji nowego też same zawsze dłutka, które długie lata używać można było. Jedynie nierówne odstępy pomiędzy literami, brak jednej z nich, brak jakiegokolwiek znaku czy kropki, dają nam dowody użycia dwóch lub kilku stempli. — Przy ryciu natomiast stempla wprost od ręki, fałszerz jednostajności tej w żaden sposób osiągnąć nie był w stanie. Najzgrabniejsza i najpewniejsza ręka władająca najlepszym rylcem, nie jest w stanie wyryć w stali dwóch zupełnie równych liter, a nadto, gdy stempel pękł przy biciu i fałszerz do zrobienia nowego przystąpić musiał, już przed zupełnie niewykonalnem zadaniem stawał: dwóch równych stempli osiągnąć nie mógł ani co do kształtu liter, a tem mniej herbów i popiersi. Ta nierówność znaków jest jedną z najważniejszych oznak fałszowanego numizmatu. W fabrykację pojedyńczych dłutek, jak w mennicy, fałszerz wdawać się nie mógł i nie chciał. Zanadto to żmudna praca by była, a ze względu na stosunkowo małą ilość sztuk, które miał zamiar wybić, znacznie za kosztowna. Chodziło mu przecież przedewszystkiem o łatwy i duży zarobek.

Różnice pomiędzy monetami obu sposobami powstałemi były jeszcze inne. Dłutkami, które głęboko w miękką stal wbijano, osiągano stempel wydający monety z znaczną wypukłością znaków; sposób ten wywoływał też pewną miękkość w konturach każdego rysunku i litery, gdyż stempelek, chociażby najostrzejszy, nigdy zupełnie ostrego wgłębienia w stali nie pozstawiał, tem mniej stempel całkowity na odwrót w płytce kruszcu, z której moneta powstawała. Ryjąc natomiast wprost w stali, trudno było osięgnąć równie głębokie rysunki wklęsłe, a robota rylca pozostawiała pewną ostrość, której żadne gładzenie i polerowanie usunąć nie zdołało. Dlatego to, tego rodzaju fałszywe monety wykazują oprócz powyżej opisanej nierówności liter i znaków, także zawsze pewną płytkość rysunku o ostrych jednak konturach. 

Moneta wybita stemplem rzniętym od ręki, ma, że tak powiem, wszelkie cechy i znamiona dzieła indywidualnego; znać na niej poruszania i uderzenia rylca, kierowanego ręką — nie maszyną, znać na niej ślady woli i myśli wykonywującego rzeźbiarza, jest ona oryginałem.- Moneta bita legalnie i fabrycznie, stemplem nabijanym dłutkami, dostarczonemi rzemieślnikowi przed zarząd mennicy, ma zawsze cechy równe, jednolite, cechy produktu fabrycznego. Jest to w pewnej mierze ta sama różnica, jaką widzimy pomiędzy rzeźbą oryginalną, a jej odlewami, odwrotnie jednak te właściwości oceniając. To, co bowiem w rzeźbie oryginalnej cenimy, to właśnie przy monecie bitej stemplem rzniętym od ręki, za najlepszy dowód fałszerstwa nam służy. Znajomość cech legalnie bitej monety, pewne ,,czucie“ w osądzeniu tych nieraz subtelnych różnic i w tym kierunku wyrobione oko, będą nam najlepszym drogowskazem w poznawaniu tego rodzaju falsyfikatów.

Gdy fałszerz miał pod ręką oryginał rzadkiej monety i chodziło mu o rozmnożenie jej, wtedy użyć mógł innych sposobów stworzenia stempla. Z oryginału robił odlew żelazny, a gdy ten się udał i shartowany został, wbijał go w rozpaloną do czerwoności stal. Po shartowaniu stali stempel był gotów, jeżeli cała czynność zgrabnie i umiejętnie wykonaną została; uzyskane takim stemplem falsyfikaty niewątpliwie dobrem naśladownictwem oryginału być mogły. Całe szczęście, że takie zupełne udanie się w praktyce bardzo rzadko się zdarzało. Po pierwsze nie łatwo zrobić dobry odlew z żelaza; po drugie odlew, jakeśmy to już w rozdziale o laniu monet i medali tłomaczyli, zawsze mniejszym od oryginału będzie; po trzecie nieraz albo odlew, albo i stal do stworzenia stempla przeznaczona, nie wytrzymywały uderzenia czy nacisku maszyny menniczej i pękały; po czwarte jak na każdem rozpalonem żelazie, czy stali tworzy się łuska przy stygnięciu i hartowaniu, która przy najlżejszem uderzeniu odpryskuje, tak działo się też na uzyskanym stemplu, a skutkiem była płytkość rysunku, za mało ostre kontury, nieraz rozmaite nierówności. Fałszerz chcąc zatrzeć ślady tych rozmaitych niedokładności brał się do polerowania stempla, do poprawiania ostrem narzędziem; usuwał te i owe błędy, lecz zostało ich jednak zawsze dosyć dla czujnego oka doświadczonego badacza — i fałszerstwo prędzej czy później wykryte zostało.

Pewnem ułatwieniem i uproszczeniem tego rodzaju fabrykacji stempli było odlanie wprost z monety oryginalnej jej negatywu i użycia go jako stempla. Dobrze wyczyszczony, polerowany, gdzie koniecznie, trochę poprawiony, stempel taki wydawał monety niewątpliwie do oryginału nadzwyczajnie zbliżone. Lecz ze stali lać niezmiernie jest trudno i trzeba było uciec się do żelaza, a stemple z żelaza za miękkie, bardzo niewytrwałemi w użyciu były. Musiał więc ten odlew, by choć kilka uderzeń wytrzymał, być dość grubym, a mówiliśmy o tem, jak przy laniu wypukłych bardzo i grubych medali powstawały przy stygnięciu kruszcu i połączonem z niem kurczeniu wklęśnięcia powierzchni (tak zwany Saugfleck). To i tu się dziać musiało, a konsekwencją był stempel wklęsły, który wydawał monety wypukłe.

Są na końcu i znawcy, którzy twierdzą, że fałszerz mógł uzyskać stempel i w ten sposób, że oryginalną monetę samą wbijał w stal rozpaloną i miękką. Oszczędzałby sobie w ten sposób trudu robienia odlewu i unikałby ujemnych stron, wynikających z odlewania. W pojedyńczych wypadkach może i tak postępowano, nie śmiem jednak wierzyć, by się to często zdarzało. Czy fałszerz narażałby cenny przecież, bo rzadki oryginał na dość prawdopodobne uszkodzenie albo zniszczenie? Czy możliwem jest technicznie wbić srebrną, lub złotą monetę w rozpaloną stal tak silnie, by uzyskać jako tako dobry i wyraźny stempel? Sposób ten, gdyby beznagannie wykonanym został, byłby niewątpliwie najniebezpieczniejszym. Fałszywa sztuka miałaby dokładnie wielkość oryginału, byłaby bezsprzecznie najwierniejszą jego kopją. W skuteczność tego sposobu nie bardzo jednak wierzę. Miałem setki fałszywych monet w ręku i wiele bardzo stempli, do tych fałszerstw użytych; nie mogłem jednak nigdy znaleźć śladów pewnych tego rodzaju fabrykacji.

Ostatnim sposobem fabrykowania stempli jest „wytrawianie“ rysunku na stali za pomocą kwasu. Kawałek stali przeznaczony do fabrykacji stempla, pociągano warstwą żywicy, wosku, lub podobnej masy. Rysując na tej masie znaki i kształty, które na monecie znaleźć się miały, usuwano pokrycia, a odkrywano stal. Kwas, którym rysunek zalano, wytrawiał, wygryzał w niej wgłębienia. Byłaby to technika dość podobna do fabrykacji rycin, zwanych akwafortami. Ponieważ stemple w ten sposób uzyskane, mogły być tylko bardzo płytkie, bo kwas wytrawiał wgłębienia za miałkie i zupełnie nie ostre, zatem sposób ten tylko do naśladowania monet o tych samych właściwościach mógł być używanym. Praktykowano go też tylko w fałszowaniu monet niektórych epok, n. p. brakteatów średniowiecznych i t. P.

Myślę, że nie wyczerpałem wszystkich sposobów fałszowania, gdyż znaleźć się mogą jeszcze rozmaite odmiany, n. p. połączenia dwóch sposobów w jeden. Chociaż takich fałszerstw dowodnie skonstatować nie mogłem, mniemam, że fałszerz mógł n. p. na oryginale zmienić znanemi nam sposobami rok, lub jaki znak mennicy, potem dopiero robić odlew, a z niego stempel i bić monety z nieznanemi latami i znakami. Nadto z postępem techniki może nowe sposoby fałszowania powstały, albo jeszcze powstaną. Starałem się zebrać te sposoby fałszowania, które w numizmatyce polskiej najczęściej spotykałem, starałem się w jedną całość zebrać rozmaite rozproszone dotąd artykuły, rozprawki i zapiski, zebrać doświadczenia poprzednich pokoleń numizmatyków, pomnożone swojemi własnemi spostrzeżeniami. Materjał ten posłuży może niejednemu mniej doświadczonemu do zgłębienia swych wiadomości, a doświadczonym nie do krytyki samej, lecz do dalszych badań i uzupełnień dla dobra ogółu, dla zupełnego wykorzenienia nieuczciwości i wyzysku.

W ostatnim czasie odebrałem od życzliwego mi numizmatyka warszawskiego wiadomość o jeszcze jednym sposobie fałszowania monet. Jest to t. zw. sposób Petersburski wymyślony podobno i praktykowany przez Iversena, byłego dyrektora zbiorów numizmatycznych Ermitażu. Opis postępowania brzmi dosłownie:

,,Z monety zrobić zwykły galwanotyp, oberżnąć go na tyle, ile wymaga średnica monety; następnie smaruje się powierzchnię galwanu jakimś płynem, czy proszkiem, robi się kąpiel w roztworze żelaza i galwanicznie osadza się żelazo na galwanie do potrzebnej grubości. Powstała tym sposobem matryca jest nadzwyczaj krucha i nie wytrzymałaby uderzenia młota menniczego; dla tej przyczyny bierze się płytkę srebrnej blachy średnicy takiej, jak stemple, rozgrzewa się i wtłacza stemple za pomocą silnego ciśnienia prasy; jeżeli za pierwszem ciśnieniem stempel niedobrze się odbije, należy monetkę ponownie rozgrzać i ułożywszy odpowiednio stemple, poddać ponownie ciśnieniu prasy i to powtarzać, aż moneta będzie taką, jak na oryginale. Lepiej częściej podgrzewać blaszkę i powtarzać ciśnienie, niżli prasować samo ciśnienie, ponieważ sztance są tak kruche, że nawet przy silniejszem ciśnieniu kruszą się“.

Odebrałem razem z powyższym opisem pudełko, zawierające: 

  1. Kilkanaście blaszek galwanicznych z monet Ermitażu. 
  2. Kilka, widocznie powyższym sposobem zrobionych, stempli żelaznych, 2—3 milimetry grubych, jak opis podaje, niewątpliwie bardzo kruchych. 
  3. Kilka odbitek temi stemplami robionych w bardzo miękkim ołowiu; niektóre z nich jako tako głębokie, przeważnie jednak bardzo płytkie. 
  4. Dwie monety (talara i drobną), które miały być tym sposobem zrobione, lecz przy bliższem zbadaniu okazały się jako doskonałe galwany.

Z całego tego materjału widać, że jakieś próby robiono, nie mogłem jednak nabrać przekonania, by próby te zamierzonym rezultatem uwieńczonemi były. Stemple żelazne, kruche i cienkie, do bicia w srebrze oczywiście służyć nie mogły, gdyż nawet odbitki w miękkim ołowiu nie osobliwie wypadły. Czy wytłaczanie za pomocą prasy w rozgrzanem srebrze przez kilkorazowe powtarzanie ciśnienia jest możliwem? Mojem zdaniem nie; mam wrażenie, że niemożliwem jest wyjmowanie płytki srebrnej z pomiędzy stempli, rozgrzewanie jej powtórnie i ułożenie tak dokładnie napowrót pomiędzy stemple, by leżała zupełnie tak samo, jak przy poprzedniem ciśnieniu; niemożliwem jest, by nie powstały chociażby najdrobniejsze zdwojenia, lub niedokładności rysunku. 

Zatrzymałem się przy tym nowym sposobie fałszowania trochę dłużej, bo chociaż na razie nie uważam go za praktycznie wykonalny, to jednak przyznać muszę, że technika takie postępy robi, że i ten sposób fałszowania wydoskonalonym być może. Byłby on niewątpliwie najniebezpieczniejszym ze wszystkich dotąd nam znanych. Jeżeliby fałszerz zadał sobie pracę dobierania odpowiedniej monetom oryginalnym próby srebra czy złota, wtedy nie byłoby zdaje się sposobu odróżnienia monety fałszywej od autentycznej.

Cenione przez każdego zbieracza są sztuki z t. zw. połyskiem stemplowym (Stempelgdanz). Ma tę właściwość każda, świeżo z mennicy wyszła sztuka. Dopiero przez dłuższy obieg traci połysk. Tracą go również monety wydobyte z wykopalisk, mianowicie te, które w wilgoci leżały, są zaśniedziałe, lub też mają pewien rodzaj koloru zwanego patyną. Majnert chciał fabrykatom swym nadać te oznaki starości i robił to w ten sposób, że do bicia swych monet używał płytek srebrnych, nie czyszczonych, lub też poprzednio czernił je, rozpalając w ogniu. Postępowanie to było wprost przeciwnem zwyczajom mennic legalnych, które zawsze płytek czyszczonych używały. W ten sposób monety Majnerta mają przeważnie osobliwą, czarną, równą patynę, odmienną od tej, którą na rzeczywiście starych monetach widujemy. Nadto na oryginałach patyna widoczną jest na resztkach połysku stemplowego, w czasie gdy na majnertowskich widzi się często objaw wręcz odwrotny, to jest połysk stemplowy — czarny — na tej sztucznej patynie.

Ale dodać muszę jeszcze jedno: żadna teorja, żadna nauka na nic się nie przyda bez praktyki. Żadna książka nie pouczy amatora tak, by bez praktyki i wprawy, bez zwiedzania wielu muzeów i prywatnych zbiorów, bez studjów porównawczych, mógł rozpoznać od razu w serji obrazów oryginały od kopji i fałszerstw. To samo jest i z każdą sztuką, z każdem znawstwem, to samo z numizmatyką. Wytrawny znawca na pierwszy rzut oka pozna prawie każde fałszerstwo, bardzo wyrafinowane i zgrabne po mniej, lub więcej dokładnem zbadaniu, sztuk natomiast takich, o których wyroku zupełnie pewnego nie będzie w stanie wydać, mało bardzo się znajdzie. Jest to pewien, rodzaj czucia, pewien zmysł spotrzegawczy, jakaś właściwość oka, które tylko długoletnia praktyka, kierowana studjami i wskazówkami doświadczonych kolegów po fachu, dać może. Niechby te moje notatki jako drogowskaz i zachęta do takich studji teoretycznych i praktycznych posłużyć mogły. Taki owoc mej skromnej pracy byłby dla mnie wielkiem zadowoleniem, a wielkim niewątpliwie pożytkiem dla niejednego zbioru. 

keyboard_arrow_up