Búsqueda avanzada Búsqueda avanzada

VI.


Rok 1861 stanowi epokę, w dziejach twórczości Grottgera; on to dopiero dał nam go poznać jako wielkiego artystę i wielkiego poetę, którego duch pod wrażeniem wypadków ocknął się nagle i okazał w całej swej odrębności i sile. „Znalazło się jajko Kolumba — mówi trafnie prof. Tarnowski — malarz trafił na swoją drogę, na swoje źródło natchnienia, na swoją własną, sobie tylko właściwa formę... Zaczął sie wtedy drugi okres w życiu Grottgera, okres różny we wszystkiem, w rodzaju, w sposobach wykonania, w pomysłach, zwłaszcza w natchnieniu, a we wszystkiem od poprzedniego tak wielce, tak nieskończenie wyższy, że samo spotężnienie zdolności, różnicy takiej nie tłómaczy, że wytłómaczyć ją może tylko jakieś dziwnie wielkie i szybkie uszlachetnienie, podniesienie się duszy.“ 

Zapewne, że pierwszy cykl tych utworów na nowy temat, że ten początek wspaniałej epopei nie wolny od wad, że niżej stoi od późniejszych — ale jakżeż silnie musiał on oddziaływać wtedy, „kiedy po raz pierwszy widzieliśmy na małym papierze uczucia tyle, żeby go na wielki poemat wystarczyło, i pierwszy raz ołówkiem, czy kredką wywołane wrażenia, jakich nie zawsze wywołać zdolne wielkie malarstwo z całą ogromną pomocą kolorów!“

Początkowy ten epizod z dziejów współczesnych, złożony z siedmiu części, wykończył w jesieni, po długim, bo pięciomiesięcznym wypoczynku: złożony bowiem ciężka niemocą, wedle własnych słów „stracił niemal wszystkie środki do uczciwego utrzymania siebie i rodziny“, która od kilkunastu miesięcy przy nim mieszkała.

Był czas, że lękano się, ażeby Artur nie zakończył na tę samą chorobę, co ojciec; pani Grottgerowa bowiem pisze do Grabowskiego o synu pod dniem 29 listopada, niewiadomo którego roku: „Pies go ukąsił w palec a doktorzy myśląc, że był wściekły, wypalili mu ranę, która się dotychczas nie goi”.

Praca ta wywołała ogromne wrażenie nawet wśród społeczności obcej i w innym kierunku zwróconej. Krytyka wyróżniła ją nader zaszczytnie; na jednem zaś z artystycznych zgromadzeń uczcił ją dr. Foglar gorącą improwizacyą. „Byłem przy tem — pisze Grottger — kiedy wydeklamował te wiersze z całym zapałem, w prawdziwem artystycznem uniesieniu; słyszałem z jakim entuzyazmem przyjęło je dwustu Niemców — i płakałem w duszy jak dziecko! Mój Boże — można być wynagrodzonym lepiej?“

Niebawem miał się przekonać, że jest wyższa nagroda od najgorętszego uznania samychże adeptów sztuki, bo błogi i zbawienny wpływ utworu na masy. Płód wielkiego natchnienia, rozpowszechniony w tysiącach fotografii, sprawił ogromne wrażenie na szerokie koła publiczności. „W tym Wiedniu, ubóstwiającym cielesność — mówi prawdziwie i pięknie Ujejski — działy się rzeczy niezwyczajne. Przed wystawami sklepów, w których na widok publiczny rozwieszono obrazy Grottgera, stawały tłumy przechodniów; oni wracali z jednej uciechy i spieszyli zapewne do innej — mimochodem zatrzymali się na chwilę, aby oglądnąć nowość. I stali potem długo, jakby przykuci — bo te obrazy odkrywały nowe, nieznane im światy; i stali zaniepokojeni, niezadowoleni ze siebie — i odchodzili zadumani, smutni, ze spuszczonemi głowami, a odchodzili już nie na miejsca publiczne, ale — między rodzinę, do domu“...

To tylko zdolne tak silnie przemówić do ludzi, co było głęboko odczute i serdecznie umiłowane, a kompozytor słusznie powiedział, że „w tych robotach złożył wszystko, co myślał, co czuł — to, co nad życie ukochał — i to, w czem swoje nadzieje pokładał"...

Słowa powyższe napisał w dniu 22 grudnia roku 1861 do hr. Włodzimirza Dzieduszyckiego, który dawniej objawił gotowość nabycia pierwszej większej jego pracy. „Racz to Pan Hrabia łaskawie przyjąć — dodaje, przesyłając rysunki — i dopomódz mi przysłaniem najrychlejszem 600 fl. w. a." a na znaczy wszy cenę tak skromną, prosi jeszcze o przebaczenie za „zuchwałość"...

Na krótko przed wystawieniem tej pracy zawiązał Grottger stosunek z osobą, która po latach siedemnastu uważała za właściwe wystąpić przed światem ze zwierzeniami, pełnemi uwielbienia dla naszego bohatera, lecz pozbawionemi niemal wszelkiej wartości dla biografa. To bowiem, co znajdujemy w „reminiscencyi", albo się odnosi raczej do samej opowiadającej, niż do artysty, albo ginie w ogólnikach, albo wreszcie nie zawiera w sobie nic ciekawszego. Tego rodzaju stosunków, jak opisany w wiedeńskiej książeczce, miał nasz malarz bardzo wiele w życiu; znalazłyby się też listy bardziej zajmujące od przytoczonych w niej a jednak nie dostarczające nowych rysów do charakterystyki człowieka, o którym wiemy, że był wrażliwym na wszelką piękność i że lgnął do płci słabej. Sama zresztą autorka, pozwalająca się domyślać , że należała do wyższych sfer społecznych, dziwne przecież daje o sobie wyobrażenie, opowiadając, że zasłoniona powagą starszej wiekiem towarzyszki całą noc na balu maskowym spędziła na przemian z artystą i z zakochanym w niej również hr. Ko... Niemniej przeto jest w rzeczonem dziełku, kilka ustępów, zasługujących na uwagę; między innemi słowa malarza (jeśli powtórzone wiernie), wypowiedziane z okazyi studyów Blaasa. „Koloryt — miał powiedzieć — nie był nigdy moją silną stroną. Blaas, jako mój profesor, nie był pod tym względem nigdy ze mnie zadowolony. Pewnego dnia gdy namęczywszy się nie do uwierzenia, oczekiwałem Bóg wie jakiej pochwały, stanął przed moją sztalugą, ażeby mi powiedzieć, że utwór mój bardzo podobny do podeszwy u buta... Wyznaję, że odtąd nierównie chętniej pracowałem ołówkiem, niż pędzlem.“

Ważniejszą i charakteryczniejszą jest odpowiedź, jaką Grottger dał na zapytanie, dla czego wolałby odbyć artystyczną pielgrzymkę do Paryża, niż do Rzymu. „W Rzymie — mówił — panuje klasyczność, system, koloryt, starożytność — wszystko to nie dla mnie. Życie, duch, ruch oto mój żywioł; muszę być wolnym od ograniczeń i reguł — na nic mi się nie zda monumentalność. Studiuję ją wprawdzie i uznaję jej zasługę — piękno panuje wszędzie, gdziekolwiek istnieje; ale dla mnie bliższą jest Francya, niż Włochy.“

W tej Francyi upragnionej miał się ujrzeć dopiero za lat kilka, aby w niej znaleźć grób przedwczesny; do Rzymu nie podążył nigdy, zwiedził tylko północne Włochy i przez czas pewien zabawił w Wenecyi z węgierskim magnatem, hrabią Palffy, który nabył jego „Polskę“ za 3.000 zł. Zanim jednak znalazł się nabywca, a nieraz także później, wypadło malarzowi przechodzić przez ciężkie próby. Smutne to położenie maluje się dosadnie w następnym liście pani Grottgerowej, pisanym niewiadomo kiedy do Andrzeja Grabowskiego: „U nas coraz dotkliwszy niedostatek. Tak źle? jak tego roku, nigdy jeszcze nie było. Obrazy są śliczne, a nikt ich nie kupuje. Z trzystu ludzi odwiedziło już nasz dom, ażeby je widzieć. Artyści z Francyi, Wenecyi, Rzymu, cenili, że w Paryżu dostałby za cyklus 5.000 fl. a może 14.000 fr. a to fatalizm, że 200 fl. na drogę nigdzie dostać nie może — i cały ten kapitał siedzi z nami w domu — i dzień po dniu zmartwienie, desperacya nas bierze. Co to znaczy cały rok żyć i nic nie sprzedać — dosyć powiedzieć, że wszystkie źródła wyczerpane, gdzie się kiedykolwiek dostało... Chłopaczysko tak zmizerniał ze zgryzoty, że tylko skóra i kości na nim; gdy tak czasem siądzie w fotelu, to jak z kamienia wykuty, bez ruchu siedzi — a ja się w drugim pokoju łzami zalewam"...

Smutny ten stan rzeczy sprawiał, że mimo ustalona już w świecie sławę, mimo coraz nowe pomysły do wielkich i wspaniałych utworów, musiał znakomity artysta szukać środków do utrzymania w pracy zarobkowej, zdobywać chleb powszedni dla siebie i rodziny, dostarczając rysunków dla ilustrowanych czasopism, a mianowicie do Waldheimowskich tygodników Mussestunden i lllustrirte Zeitung.

Grottger rysując do czasopism, nucił zwykle aryą z pierwszego aktu Trubadura. Posiadał on wrodzony talent do muzyki i lubił ją bardzo a miał słuch tak wyborny, że wracając z pierwszego przedstawienia jakiejkolwiek opery, umiał wyśpiewać z pamięci najtrudniejsze arye.

To też w pismach tych aż do roku 1866 pełno jego prac na najrozmaitsze temata, począwszy od illustracyi do powieści, a kończąc na większych kompozycyach. Najmniej wartości posiadaja niezawodnie pierwsze; trudno bowiem wznieść się wyżej, majac odtwarzać obce i to jeszcze niezbyt świetne i poetyczne opowiadanie. Mimo to niektóre z tych illustracyi celują zaletami prawdziwego artyzmu, jak p. t. postać obłąkanej w powiastce Maurycego Jokai’a, np. „Mój najmilszy w proch sie rozsypał", kilka scen z powieści tegoż samego autora. Narzeczona szatana i jedna z nowelli Gaigera: Polska sielanka (obchód dożynek). Posiadając osobliwszy talent do rysowania scen zbiorowych, w których występują tłumy ludności, a mając w wielkiem mieście często sposobność obserwowania podobnych zbiegowisk, przenosił je z nadzwyczajną szybkością na papier i umieszczał we wspomnianych pismach, chciwych zawsze illustracyi z barwą lokalną. Znajdujemy tam przeto „Jazdę po Praterze w dniu 1 maja", „Pochód z pochodniami do  Schönbrun z powodu wyzdrowienia cesarzowej", „Odsłonięcie pomnika Maryi Teresy", „Powódź w Wiedniu" (r. 1862) i t. p. 

Obok kopii znanych utworów naszego artysty, jak: „Z wystawy londyńskiej — wdowa", „Napad", „Zamykanie kościołów" itd., spotykamy tu podobnej treści szkice jak „Uroczystość połączenia w dniu 12 sierpnia r. 1861“ lub „Zgon Czachowskiego", dalej pełne wdzięku obrazki etnograficzne, przedstawiające: włościańskich nowożeńców na Rusi, przychodzących do dworu po błogosławieństwo — Cyganów jako handlarzy koni — targ na konie we Węgrzech — sceny z życia siedmiogrodzkich Sasów. Z rodzajowych kompozycyi wyróżniają się: „Wigilia Bożego Narodzenia" i „Dzień zaduszek"; z historycznych znakomite wybitną charakterystyką „Bohaterskie dni w Güns" (1532) i Galileusz, wymawiający słowa: E pur si muove. Z pobieżnego tego spisu, obejmującego zaledwie drobną cząstkę prac, podjętych przez Grottgera dla pism czasowych, widać już, jak pod wpływem troski o jutro dla siebie i rodziny, musiał rozpraszać i rozdrabniać swe siły. Ale i po za prasą peryodyczną kryją się jeszcze nieznane jego prace, dowodzące, jak płodnym był ten niezwykły talent; i tak komuż dziś wiadomy udział naszego malarza w ilustrowaniu dzieła Alexandra Patuzzi, wydanego przez A. Wenedikt’a w Wiedniu p. t.: Dzieje Austryi? Zaraz w pierwszych zeszytach tego wydawnictwa (r. 1862), znajdujemy następne jego kompozycye: 1) Alboin zniewala żonę do picia z czaszki ojcowskiej, 2) Margrabia Leopold I ugodzony strzała (8 lipca r. 994), 3) Henryk IV blaga Leopolda IV, aby mu pozostał wiernym, 4) Pogrzeb Leopolda Dostojnego, 5) Karol I zakłada uniwersytet w Pradze, 6) Pochód Turków pod Wiedeń.

Do prac powyższych doliczywszy dzieła, których wymieniać nie potrzebujemy, bo są głęboko zapisane w sercu narodu, otrzymamy cyfrę bardzo poważną. Wykończenie tylu rzeczy przy największej nawet łatwości musiało kosztować wiele trudu i czasu, musiało wyczerpywać wątłe siły, zwłaszcza że artysta częstokroć nie dosypiał, ażeby po uciążliwych zajęciach rozerwać umysł, żądny nowych wrażeń.

Mimo nieznużoną gorliwość w pracy, znajdował się w ciągłych kłopotach finansowych nie dlatego, jakoby sam trwonił pieniądze; w dojrzalszych bowiem latach nie wiele na siebie wydawał, ale przez to, że pojmując idealnie obowiązki syna, brata, przyjaciela i rodaka, spełniał je święcie, często ponad swe środki i możność, że przytuliwszy u siebie rodzinę, dokładał wszelkich starań, ażeby dom utrzymać na przyzwoitej stopie, braciom, służącym wojskowo, dopomagał ustawicznie, wreszcie nie odmawiał nigdy kolegom i rodakom. Pewnego razu rozdawszy już całą gotówkę, otrzymuje nagle list od jednego z kolegów, który przebywał za granicą, z doniesieniem, że się znalazł w nader smutnem położeniu, gdyż zasekwestrowano mu kosztowny instrument, przez co traci możność dalszego kształcenia się i zarobkowania. Odczytawszy pismo, pobiegł Grottger bez wahania do lombardu, ażeby zastawieniem zegarka, pierścionków i innych kosztowniejszych przedmiotów poratować biedaka. Opowiadał nam człowiek ze wszech miar wiarogodny, że był naocznym świadkiem, jak Artur, zaproszony na wieczór nie miał już w co przebrać się, bo niemal całą garderobę rozdał miedzy biedaków. 

keyboard_arrow_up