Останній перегляд
Увійти, щоб побачити список лотів
Обране
Увійти, щоб побачити список лотів
Bieżąca wystawa w Muzeum Narodowym poświęcona jest zobrazowaniu, w świetle polskiego zabytkowego materiału - tego obszernego problemu sztuki, który nazywa się potocznie «malarstwem martwej natury»; włoskie «riposo», francuska «nature morte», holenderska «stilleven» - oto najpospolitsze terminy, stosowane ogólnikowo do wszystkich prawie obrazów, mających za temat nieuduchowione przedmioty. Skala tego tematu jest dość szeroka: obejmuje on studia zwierząt i kwiatów, martwe przedmioty codziennego użytku, wycinki wnętrza z wysuniętymi na pierwszy plan sprzętami; czasami zatrąca on o ujęcia wręcz rodzajowe (np. liczne «sceny kuchenne»). Pozorną tę rozpiętość niweluje wspólna myśl przewodnia, ta, która była właściwą inspiratorką rozwoju malarstwa «martwej natury» w Holandii XVII stulecia: można określić by ją jako ponowny przypływ emocjonalnego stosunku wobec świata drobnych i niepozornych przedmiotów i tworów, odkrywający równolegle poważne wartości malarskie w najprostszym wycinku rzeczywistości. Wyrwane z chaotycznego bytowania przedmioty układają się teraz w samodzielne konstrukcje, nigdy nie obserwowane w życiu. Najwyższa materialność z jednej strony - możliwość czysto formalnej jej przebudowy z drugiej, - składają się na całość podniet, nieustannie atakujących odtąd plastyczną wyobraźnię holenderskich majstrów: a jak szerokie możliwości kryły się w tym kierunku, świadczy o tym historia chociażby tylko francuskiej sztuki ubiegłego stulecia.
Termin «martwa natura» jest wynalazkiem późnym, namiętnie zresztą zwalczanym w swoim czasie przez Th. Gauthier i Thore-Burgera. - Odpowiadający mu w Holandii termin «stilleven» pojawił się dopiero ok. 1650 r. jak o tym można wnioskować z inwentarzy: w druku, acz z pewnym zażenowaniem («gelyk men dat noemt»), użył go jako jeden z pierwszych Houbraken. Istniał natomiast nieprzerwanie cały szereg innych, szczegółowych określeń, jak np. «ontbygens», w odniesieniu do wystawnych zastaw stołowych w duchu Claesza, lub Hedy, «bloompotie» - dla bukietów w rodzaju Huysuma, «vischstuckie» - dla ryb. A co ciekawsze, ustaliła się swoista «geografia artystyczna» tego tematu. Tak więc w bogatym, patrycjuszowskim Haarlemie, przeważał typ wystawnego śniadania, w handlowym Amsterdamie - mieście rzeczowych, kupieckich stosunków - często spotykamy lekkie desery z winem i owocami, w Utrechcie malowano ze specjalnym zamiłowaniem kwiaty, w Hadze - ryby, tu Rotterdamie cieszyły się popularnością «sceny kuchenne», w uniwersyteckiej wreszcie Leydzie ulubionym tematem była «Vanitas» - czaszka na tle książek, fajek, instrumentów muzycznych i globusu. Nie osiągały te obrazy większych kwot, były jednak lubiane i poszukiwane. Zdobiły dobrze zacisza mieszczańskich wnętrz, umieszczane raczej dość wysoko, nad kominkami lub w charakterze supraport - ustępując pocześniejsze miejsca dla obrazów alegorycznych i portretów. Obdarzone były jednak znaczną siłą sugestii plastycznej, skoro nawiązywali stale do skromnych tych malowideł Chardin, Oudry, Desportes, a później studiował je badawczo Van Gogh i Cezanne.
*
Plon naukowy obecnego pokazu można będzie ocenić dopiero po upływie pewnego czasu. Nie przyniósł on niestety rewelacji w sensie artystycznym - najdotkliwszą luką w tym względzie jest brak dzieł Chardin’a i Kalffa. Mimo to, największy na wystawie zespół niderlandzkich obrazów powinien zorientować widza o wartości ilustrowanego zagadnienia, w liczbie zaś całości eksponatów odnajdzie się niejeden, zasługujący na bliższą uwagę każdego historyka sztuki i muzeologa. W dziale niderlandzkim specjalne zainteresowanie budzi piękna scena targowa Buekelaera (Nr 17), dalej rzadko spotykany C. J. Delft (Nr 27) oraz bardzo typowy Pieterszon (Nr 106), nawiązujący ściśle do Aertsenowskich tradycji. Wczesny okres XVII w. dobrze reprezentuje ciekawe studium ryb, jak się zdaje pędzla Adrianssena (Nr 1) oraz dużych rozmiarów płótno ze «sceną kuchenną» V. Rijcka (Nr 111).
Rozkwit holenderskiej martwej natury przedstawiony jest wartościowym cyklem dzieł monochromatycznego kierunku, na który składa się szereg obrazów P. Claesza (N-ry 22-24) De Heema (zwłaszcza N-ry 51-52) oraz Willema Hedy (Nr 49-50) - jak również Rotiusa. Rzadko spotykany Osia Bett (Nr 9) przywodzi na myśl kolonię frankfurckich malarzy w rodzaju Binoit i Soreau, podtrzymujących tradycje holenderskie, w sposób niepozbawiony indywidualnego, nieco prymitywnego wdzięku. Wśród wielu nieznanych dotąd, jak się zdaje, monogramistów holenderskich, należy wymienić monogramistę PH (Nr 86) reprezentującego zupełnie nieprzeciętne wartości kolorystyczne, owiane wspomnieniem fascynujących obrazów Salomona v. Ruysdael. Poczet ważniejszych dzieł zamykają obrazy A. v. Beyeren (Nr 12), Luttichuysa (Nr 68), P. Pottera (Nr 107); nierównie słabsze od nich dzieła Hooghen-Manerta (Nr 61) i Elisabeth van Mieris (73) zasługują z tytułu swej rzadkości na niemniej wydatne podkreślenie. Wśród animalistów wysuwają się na plan pierwszy efektowne płótna W. v. Aelst’a (Nr 6) M. Hondecoetera (Nr 59) i J. Weenixa mł. (Nr 139).
Mniej pokaźnie reprezentowane jest malarstwo flamandzkie. Zebrany zespół jest przecież dostatecznie wyraźny, by zobrazować całą odmienność gamy kolorystycznej - aktywnej i barwnej - jaką przeciwstawiali niezmiennie flamandzi ściszonej, operującej walorami skali holendrów. Pierwsze miejsce należy się w tym względzie dużej kompozycji F. Snijdersa (Nr 120) oraz «Scenie w kuchni» D. Teniersa ml. (Nr 126) Tak charakterystyczny dla sztuki flamandzkiej motyw figur w wieńcach kwietnych, reprezentuje autoportret D. Seghersa (Nr 118) oraz « Chronos» Luyckxa (Nr 69) Ważkim łącznikiem między malarstwem obu niderlandzkich prowincji jest Adriaen v. Utrecht, któremu przypisuje katalog, acz z pewnym wahaniem, - piękne studium starca z zającem (Nr 127), przypominające nieco dzieła Sandrarta. Z animalistów skromniejszego rzędu wymienić wreszcie trzeba wyjątkowego poziomu płótno van Kessel’a (Nr 64).
Ścisłe związki łączące barokowe malarstwo niemieckie ze sztuką Niderlandów występują z przekonywującą siłą u kilku zwłaszcza malarzy. Należy do nich w pierwszym rzędzie frankfurtczyk Abraham Mignon (N-ry 74-78) zaliczany w równym stopniu do szkoły holenderskiej, dalej cała rodzina Hamiltonów, nadto żadko spotykany Falch (Nr 34), J. Jacobs, J. Byss, oraz G. Hainz, których wpływ noszą dwie martwe natury obecnej wystawy. Bardziej niezależnym wydaje się być A. Held (N-ry 56-57) mało znany, nie wykraczający jednak poza poprawność, norymberski malarz kwiatów.
Tej zrozumiałej skądinąd przewadze holenderskich i flamandzkich obrazów nie udało się przeciwstawić odpowiedniego wyboru szkół romańskich. Wynik ten nie jest niespodzianką, skoro się zważy, jak dalece dominują w zbiorach polskich obrazy niderlandzkie, cieszące się oddawna niepowszednią sympatią i często chętniej ponad inne nabywane. Wśród obrazów francuskich wymienić trzeba z racji muzealnej rzadkości dobre płótno I. Belin zw. Fontenay (Nr 10), oraz włączone ze zbiorów Muzeum Narodowego dwa małe obrazki A. Vallayer-Costere interesujące intymnością swej redakcji. Z pośród Włochów prym wiedzie Belvedere (Nr 11) oraz typowy w porywczej swej fakturze Cavalerie Maltese (Nr 37). Z obrazów hiszpańskich -obok interesującego anonima z pocz. XVIII w. (N-ry 93-94), warto przypomnieć znany już ze zbiorów muzealnych obraz L. Melendeza (Nr 71) oraz brawurowo namalowane kwiaty (Nr 7), jak się zdaje, pędzla Juana Arellano.
*
Katalog został pomyślany w typie katalogu rozumowanego, przy czym obszerniej, niż to się zwykle czyni, potraktowano życiorysy artystów. Przy określeniach obrazów nie posiadających oryginalnych sygnatur, starano się umotywować wysuniętą atrybucję przez podanie specjalnej literatury. W wypadkach, gdy bezpośrednie analogie się nie nasunęły, atrybucja podana jest bez szczegółowego dowodu. Załączona bibliografia przedmiotu, z której korzystałem przy opracowywaniu katalogu, ułatwi czytelnikowi sprawdzenie osiągniętych wyników. Całość pracy doznała znakomitego ułatwienia, dzięki bogatym materiałom porównawczym udostępnionym życzliwie przez «Rijksbureau voor kunsthistorische en ikonographische documentatie» w Hadze. Dyrektorowi tej zasłużonej instytucji Dr J. Schneiderowi oraz jego współpracownikom - Dr H. Gersonowi i Dr T. Renckensowi winienem słowa szczerej wdzięczności. Osobne podziękowanie pragnę złożyć p. Dr E. Żarnowskiej, która nie odmówiła mi przyjacielskiej dyskusji nad zebranymi do katalogu materiałami.
Przy redakcji katalogów współpracowała wydatnie Mgr Maria Markiewiczówna, opracowując szereg życiorysów i inwentaryzując napływające obrazy. Nad stroną graficzną katalogu czuwał prof. Adam Półtawski.
M. W.