Advanced search Advanced search

Działania wojenne wojska polskiego w walce przeciwko Rosyi w roku 1830/31.


Akademicy i szkoła podchorążych z przyczyn już poprzednio podanych chwycili dnia 29-go listopada 1830 r. pod przewodem Piotra Wysokiego za broń i, podczas gdy pierwsi wpadli do Belwederu, gdzie przebywał W. Ks. Konstanty, uderzyli podchorążowie na koszary konnicy rosyjskiej. W. Ks. Konstanty schowawszy się w komnatach żony, Polki, uszedł następnie wśród szeregi rosyjskie, zbierające się na przedmieściu Warszawy, a szkoła  podchorążych, złączywszy się z wojskiem polskiem, które zdobyło arsenał, zrewolucyonizowała całą ludność stolicy. Lud z zapałem walczył z Rosyanami aż ich całkowicie z murów swych nie wyparł. Część wojska polskiego, otoczona przez Rosyan, po dwóch dniach przeszła do swoich, i tym sposobem cała armia znalazła się po stronie narodu. Już w tej walce odznaczyli się pułk 4-ty piechoty liniowej, artylerya i saperzy, którzy bez wahania opowiedzieli się za walką o wolność i niepodległość narodu. 

Dyktaturę objął niechętnie i prawie zmuszony sławny z wojen napoleońskich generał dywizyi Józef Chłopicki. Tenże nie wierząc w udanie się powstania, rozpoczął rokowania z carem, przez co pohamował zapał, sparaliżował rozmach pierwotny narodowych uczuć i zmudził dwa miesiące niepowetowanie, wśród których można było armią polską z 35 000 podnieść do 80000 bitnego, wyćwiczonego a w połowie nawet do boju wprawnego żołnierza. Tymczasem naród i wojsko pałały do boju. Gdy rokowania z carem podjęte nie odniosły pomyślnego rezultatu, gdy sejm zwołany przez rząd narodowy, którego widomą głową był Książe Adam Czartoryjski, zdetronizował dnia 25-go stycznia 1831 rodzinę Romanowów, natenczas rozpoznał naród cały, iż tylko krwawy bój rozstrzygnąć może dalsze losy Ojczyzny.

Cztery dywizye piechoty (Krukowieckiego, Żymirskiego, Skrzyneckiego i Szembeka), trzy dywizye jazdy (Jankowskiego, Suchorzewskiego i Łubieńskiego) oraz 136 dział polowych stanęło na początku lutego gotowe do boju; siła ta wynosiła około 50 000 ludzi. Przeciwko tej armii, której zaledwie dwie-trzecie były na razie zdatne do walki, prowadził ku granicom ówczesnego królestwa polskiego marszałek polny Dybicz armią rosyjską, liczącą 120000 chłopa i 350 armat. Część jedna tej nawały parła z Brześcia litewskiego przez Siedlce ku Warszawie, druga część szła między Narwią a Bugiem z zamiarem połączenia się z pierwszą  pod murami stolicy.

Chłopicki jako ochotnik i doradca naczelnego wodza, księcia Michała Radziwiłła, zgromadził całe wojsko polskie na dwóch traktach, wiodących przez Kałuszyn i Okuniew do stolicy; na skrzydłach o mil kilka na lewo i prawo pod Pułtuskiem i Żelechowem rozstawione były mniejsze oddziały polskie celem uważania na ruch nieprzyjaciela. Pierwsza walka zawrzała pod Stoczkiem dnia 14-go lutego. Dwernicki na czele ułanów, strzelców konnych i krakusów (patrz tablice III, V i XIII) pobił korpus konnicy Gejsmara, zabrał mu 1000 niewolnika i 11 armat. Cała dywizya wyborowej jazdy rosyjskiej znikła z pola - było to zwycięstwo prawdziwie polskie. 

Tymczasem Chłopicki nakazał armii polskiej odwrót celem złączenia jej pod Wawrem. Dnia 17-go lutego pod Dobrem sześć batalionów piechoty z dywizyi Skrzyneckiego dało dzielny odpór całemu korpusowi Rosena. Waleczny pułk 4-ty piechoty przykląkł przed rozpoczęciem bitwy i przysiągł, że dnia tego nie użyje ładunku, lecz bagnetem odeprze Rosyjan. Tak się też stało. Wszelkie ataki wroga rozbiły się o polski bagnet, a nieprzyjaciel, straciwszy 1300 ludzi, nie mógł przeszkodzić spokojnemu odwrotowi polskiej dywizyi. 

Lecz niczem te boje wobec walki, jaka się odbyła dnia 19-go lutego pod Wawrem. Z wojska polskiego walczyły dnia tego głównie dywizye Żymirskiego i Szembeka, podczas gdy Krukowiecki i Skrzynecki stali na lewem skrzydle w odwodzie. Polacy zachowali plac boju straciwszy 2500 ludzi; Rosyanie nie zdołali rozbić Polaków, chociaż byli dwa razy tak silni i stracili przeszło 5000 w zabitych i rannych. Dnia 20-go lutego przyszło do pierwszej bitwy pod Grochowem. Pułk 4-ty piechoty (patrz tablicę II) bronił sławnej,,olszynki“ przeciwko licznym atakom piechoty rosyjskiej Rosena, dopóki go nie zluzowała dywizya Krukowieckiego; walczono do nocy, Rosyanie stracili 1500, nasi zaledwie 500 ludzi; nazajutrz po bitwie Dybicz prosił o zawieszenie broni celem pogrzebania poległych i usunięcia rannych. 

Walka ta oraz bitwa pod Białołęką (24-go lutego), w której Małachowski z dywizyi Krukowieckiego pobił korpus grenadierów Szachowskiego, dążący Dybiczowi z pomocą, były niejako zapowiedzią strasznego ponownego boju, który zawrzał dnia 25-go lutego na polach Grochowa. Polacy mieli pod bronią 46000 ludzi, z których zaledwie 30000 walczyło, Rosyanie wprowadzili w ogień 90000 i 200 przeszło armat. Żymirski i Szembek stali w pierwszej linii, Skrzynecki w odwodzie, Krukowiecki na lewem skrzydle przez cały dzień z złej woli był bezczynny. Po bohaterskiej obronie Żymirskiego, który zginął w olszynie, bronił tego klucza pozycyi aż do zmierzchu Skrzynecki. Tutaj pułk 4-ty okrył się nieśmiertelną chwałą, zdobywając pod komendą Bogusławskiego siedem razy olszynkę. Podczas ostatniego ataku piechoty, którą prowadzili Skrzynecki, Prądzyński i Chłopicki wśród śpiewu: „Jeszcze Polska nie zginęła" pada Chłopicki z konia ranny w obie nogi granatem ; uwieziono go z pola; wojsko zostaje bez wodza. Dybicz już tryumfował i rzucił trzy dywizye jazdy (huzarów, ułanów i kirasyerów), by dokonać zwycięztwa Ale pułk 8 piechoty (tablica X) i 2-gi ułanów dali taką odprawę kirasyerom rosyjskim a pułk 4-ty, będący już w odwodzie, takim ogniem przyjął ułanów, że cała jazda rosyjska, prażona celnymi strzałami artyleryi polskiej, umknęła do swoich - obie armie odskoczyły niejako od siebie. Wojsko polskie spokojnie wróciło do stolicy, Rosyanie straciwszy 14000 w zabitych i rannych nie zdołali zgnieść naszych bohaterów. 

Ale i wojsko polskie potrzebowało spoczynku i wzmocnienia. Książe Radziwiłł złożył dowództwo, które objął Jan Skrzynecki, bohater dnia wczorajszego. Tenże rozdał dywizye piechoty generałom Małachowskiemu, Rybińskiemu, Milbergowi i Giełgudowi, jazdę powierzył Łubieńskiemu i Kaź. Skarżyńskiemu a prócz tego potworzył osobne korpusy, zostające pod wodzą generałów Umińskiego, Paca, Sierawskiego i Dwernickiego. Wódz naczelny zajął się szczerze powiększeniem wojska, zapełnił przez krwawe boje powstałe luki, zaprowadził ład i porządek, tak że armia polska wzrosła do 70000 ludzi. Broń i działa zdobyte na wrogu naprawiono i rozdawano świeżym pułkom i bateryom, usuwano kosy, kompletowano szeregi i nigdy od czasów napoleońskich nie było już tak pięknego i dzielnego, jak to ówczesne, wojska polskiego. 

Tymczasem Dybicz podzielił swą armią na kilka części z powodu trudności o żywność, lizał swe rany, czekał na posiłki i próbował przejść Wisłę, aby atakować stolicę od strony zachodniej. Przez cały marzec panował względny spokój. Dnia 31-go marca przeszła armia polska w cichości po moście wyłożonym słomą na Pragę i uderzyła zrana na korpus Gejsmara, rozłożony niebacznie pod Wawrem. Piękny ten manewr wykonali generałowie Rybiński i Ramorino, zachodząc nieprzyjaciela z boku i z tyłu, a kilka dział i 2000 niewolnika były owocem walki. Skrzynecki posunął się z armią naprzód i tego samego dnia pobił ponownie Gejsmara i Rosena pod Dębem Wielkim, gdzie pułki 4-ty i 8-my piechoty z pomocą śmiałego napadu jazdy Skarżyńskiego zdobyły wieś, dziewięć dział, kilkanaście jaszczyków i około 2000 nowych jeńców. Wesoła była Wielkanoc dnia 4-go kwietnia! Naród uradowany świetnemi zwycięstwami, zdobyciem kilkudziesięciu dział i 16 000 niewolnika pałał ochotą do walki, wojsko rwało się do boju - niestety, Skrzynecki bał się, aby go Dybicz nie odciął od Warszawy, zaniechał pogoni Rosena, nie uderzył na Dybicza, którego osłabionego mógł był w puch rozbić i zaledwie pozwolił się nakłonić do dalszego działania. Generał Prądzyński wymyślił plan doszczętnego zniszczenia Rosena. W tym celu miał go Skrzynecki pomódz oskrzydlić wraz z Prądzyńskim dnia 10-go kwietnia pod Iganiami.  Prądzyński uderzył śmiało na Rosyan, stojących w przeważającej sile po obu brzegach Muchawca, a bagnety pułków 1 i 5 piechoty (tablica  V i VI) rozbiły w puch jegrów, zwanych „lwami warneńskimi“, tak zwanych od zdobycia twierdzy Warna w niedawnej kampanii  tureckiej. Skrzynecki się spóźnił i po wszystkiemu już stanął na polu bitwy. Rosyanie stracili 3 działa, 1700 zabitych i rannych i 2800 niewolnika. Tak dzielnie walczył żołnierz polski - cóż kiedy generałowie nie umieli wyzyskiwać zwycięstw! Skrzynecki znowu wszystko powstrzymał i został bezczynnym aż do połowy maja. 

Tymczasem wyruszył Dwernicki, który dnia 3-go marca zabrał znowu Rosyanom pod Kurowem i Markuszowem 4 działa i licznych  jeńców, na czele 22 szwadronów, 4 batalionów i 12 armat dnia 3-go kwietnia z Zamościa w zamiarze udania się na Wołyń i wzniecenia tamże powstania. Dnia 11-go kwietnia pod Poryckiem uderza Dwernicki na Rudigera, rozbija pułk dragonów i zabiera 250 jeńców, a 19-go kwietnia pod Boremlem niedaleko Beresteczka, gdzie Jan Kaźmierz zgniótł Kozaków i Tatarów, bije nasz dzielny wódz Rosyan ponownie, zabierając im 8 dział i kładąc pokotem 1700 zabitych i rannych. W bitwie tej jazda polska dopisała zbiorowo swej historycznej reputacyi, bo każdy jej atak rozbijał w puch nieprzyjacielskie szwadrony i roty. Po bitwie tej posuwał się Dwernicki naprzód ku Kamieńcowi Podolskiemu wzdłuż granicy austryackiej. Przyciśnięty przez przemagające siły musiał dzielny ten korpus przejść dnia 27-go kwietnia 1831 r. granicę, gdzie 6-go maja złożył broń, gdy wszelka nadzieja wyzwolenia się zawiodła. Wielu żołnierzy atoli przedostało się przez granicę i wróciło do szeregów ojczystych. 

Na Litwie i Żmudzi, na Wołyniu i Podolu chwytano tymczasem za broń i oczekiwano przybycia wojska polskiego regularnego, ale Skrzynecki się wahał; dyplomacya zaćmiła mu umysł i pozbawiła go siły woli i pewności siebie. Party naleganiem generałów, wyprawił się nareszcie w połowie maja z wielką częścią wojska na gwardye rosyjskie, które się zbliżały na plac boju od Grodna, zostawiwszy na czele reszty generała Umińskiego naprzeciwko Dybicza. Podczas gdy Skrzynecki zderzył się z gwardyą i ścigał ją aż pod Tykocin, zmylił Dybicz Umińskiego i przeprawił się przez Bug, dążąc gwardyom na pomoc. Skrzynecki w obawie, że Rosyanie wezmą go w dwa ognie, nakazał odwrót i cofnął się do Ostrołęki poza Narew, pozostawiając w mieście po lewem brzegu Narwi część wojska pod komendą Łubieńskiego w tylnej straży. Ale Dybicz, wziąwszy na kieł, szedł w ślad za Polakami i po całonocnym marszu uderzył niespodzianie na załogę Ostrołęki. Wojsko polskie było rozsypane, bo nikt się napadu nie spodziewał. Dywizya Giełguda została w Łomży, oddalona o przeszło dwie mile na północ, artylerya i park amunicyi były w drodze ku Warszawie, jazda miała niekulbaczone konie, piechota obozując czyściła broń, mundury, a nawet kąpała się w Narwi. Wtem zrana dnia 26-go maja pod Ostrołęką zagrzmiały rosyjskie działa. Trzy dywizye rosyjskiej piechoty rzuciły się oskrzydlająco na Polaków z zamiarem odcięcia ich od dwóch mostów, przez które należało się cofnąć do głównej armii polskiej. Dywizyi polskiej generała Kamińskiego udało się przebyć mosty, bez znaczniejszej straty, natomiast pułki 4-y, 8-my i weteranów a mianowicie pierwszy z nich musiał stoczyć bój krwawy na ulicach miasta, by się przebić do mostów, a ponieważ wejścia na takowe także już były w rękach Rosyan, przeto bohaterską, krwawą i zażartą walką na bagnety, kolby i pięści musiano sobie zdobywać drogę odwrotu. Pułk 4-ty stracił tutaj do 1000 ludzi w zabitych, rannych i do niewoli wziętych. Wślad za Polakami przęśli przez mosty Rosyanie, gromadząc ogółem do wieczora 28 batalionów na prawym brzegu Narwi pod osłoną prostokąta dwóch grobli łączących się przy głównym moście. Skrzynecki, zbudzony hukiem armat, przybył z adjutantami na plac boju i poznawszy grozę położenia, rzucał bez planu pojedyncze pułki na bagnety w nadziei, że uda mu się przerzucić Rosyan na drugi brzeg lub potopić ich w Narwi. Prądzyński radził zgromadzić całą piechotę, a pozwoliwszy wrogowi przejść mosty, rzucić się nagłym atakiem na wroga, by go wpędzić do rzeki. Skrzynecki nie usłuchał i słał brygady, pułki, bataliony, nawet poszczególne kompanie na śmierć niechybną, gdyż rosyjska piechota dobrze ukryta za groblami i artylerya panująca na wyższym, lewym brzegu nad całą niziną zadawały piechocie naszej ogromne straty. Skrzynecki stracił głowę do reszty i posłał w bój śmiertelny jazdę Kickiego, który przytem zginął; nasza jazda lgnęła w błotach i moczarach, nie mogąc sięgnąć wroga, który ją tymczasem dziesiątkował. Pod wieczór dopiero uratował położenie Bem, zmiatając Rosyan z bateryi swej setkami i nie dozwalając im wychylić się z poza grobli. Bitwa była przegrana; straciliśmy około 8000 ludzi, Rosyanie 14000. Ale gorszą od klęski taktycznej, była klęska moralna. Od tej chwili wyżsi oficerowie stracili zaufanie do swego wodza i wogóle do sprawy.  Armia polska cofnęła się na Pragę, a odciętej dywizyi Giełguda w Łomży posłano przez Dembińskiego rozkaz pójścia na Litwę.

Już poprzednio, w czasie wyprawy na gwardye rosyjskie, wysłał był Skrzynecki generała Chłapowskiego z małym korpusem na Litwę, aby wzmocnić tamtejsze powstanie. Wyprawa Giełguda i Dembińskiego zapowiadała się dobrze; pobito Sackena pod Rajgrodem, zabrano mu wiele jeńca, i gdyby Giełgud był umiał zachować sobie mir i posłuszeństwo Chłapowskiego i Dembińskiego, gdyby był śmiało i wcześnie uderzył na Wilno, wówczas sprawa na Litwie byłaby wzięła obrót pomyślny, bo 40-50000 ludzi stanęłoby tam w szeregach narodowych. Ale Giełgud wygodny, trwożliwy, uderzył na Wilno zapóźno, a doznawszy pod Ponarami porażki, podzielił wojsko na trzy oddziały i zaprzepaścił sprawę. Po bitwie pod Szawlami, gdzie zginął dzielny ks. Loga, przeszedł z Chłapowskim granicę pruską, a kapitan Skulski pozbawił niedołężnego wodza życia wystrzałem z pistoletu. Jedyny Dembiński po świetnym, rzadkim w dziejach odwrocie czterdziestodniowym, zdołał  przerżnąć się przez czychające na niego korpusy rosyjskie i wrócił z 4000 ludzi dnia 4 lipca do Warszawy, gdzie go witano z zapałem. Tymczasem umarł Dybicz w czerwcu na cholerę, a Paszkiewicz objął dowództwo wojsk cara. I od tej chwili zaczyna się pora upadku powstania. Skrzynecki wierzył jedynie w dyplomacyą, ufając, że Anglia lub Francya wstawią się za nami. Paszkiewicz tymczasem poprowadził Rosyan ku Toruniowi, przeszedł most na Wiśle pod Nieszawą, w czem mu Prusacy pomagali i począł się zbliżać od zachodu do stolicy, którą Polacy na gwałt oszańcowywali. Armia polska, licząca jeszcze do 80000 ludzi, stała bezczynnie pod Błoniem i Bolimowem, aż nareszcie rząd narodowy odebrał Skrzyneckiemu dowództwo a powierzył je Dembińskiemu, który poróżniwszy się, także je wkrótce złożył. Panem położenia stał się hr. Krukowiecki, któremu Skrzynecki odebrał był  dowództwo jego dywizyi, mianując go gubernatorem Warszawy. Krukowiecki, jako wódz naczelny działał nieomal jak zdrajca. Połowę wojska polskiego wysłał z Warszawy na wschód i północ pod Ramoriną i Łubieńskim, rzekomo celem sprowadzenia żywności do stolicy, a zaledwie 35,000 przeznaczył na obronę Warszawy. Dnia 6 i 7-go września przypuścił Paszkiewicz szturm do Warszawy. Redutę Woli, w której zginął bohaterski gen. Sowiński, zdobyli Rosyanie dnia pierwszego, a nazajutrz zdobywszy rozliczne szańce, w darli się na okopy stolicy, mimo że żołnierz polski pełnił do ostatniej chwili swą powinność. 

Warszawa kapitulowała dnia 8-go września; wojsko polskie zdemoralizowane przeszło w dwóch wielkich częściach pod Rybińskim do Prus, pod Ramoriną do Galicyi, a reszta  wyzbyła się Ojczyzny i poszła do Francyi na ciężkie i straszne losy  dobrowolnego wygnania. Taki był smutny koniec naszej walki o niepodległość. 

W walce tej były w prawdzie siły nieprzyjaciela daleko większe, ale to samo nie zgotowało nam upadku, była tu inna przyczyna. ,,Wielkim i jedynym błędem narodowej sprawy - pisze historyk wielkopolski, Kazimierz Jarochowski - od nieszczęsnej bitwy ostrołęckiej było zwątpienie, którego demoralizujący wpływ owładnął wszystkiemi wyżynami powstania, wskazując im ugodę z Rosyą, jako jedynie możliwe i rozsądne rozwiązanie zawikłania, w jaki nierozsądek młodzieży kraj wtrącił. Sumienność kazała odstąpić od steru sprawy, w którą się nie wierzyło, a ustąpienie to z dotychczasowych wyżyn byłoby może wprowadziło na widownię zdolniejszych i chętnych mężów do ocalenia zagrożonej ojczystej sprawy. “ Wina więc spada na wyższe władze wojskowe i cywilne powstania i od tej winy historya uwolnić ich nie może. Za to honor wojska polskiego w tej wojnie nie doznał szwanku, i dziś rozpamiętywując bohaterskie czyny naszych ojców, podziwiamy ich dzielność, sprawność i wytrwałość w boju; to też naród polski zachowa dla nich cześć i wdzięczną pamięć.



 

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new