Advanced search Advanced search

Bitwa pod Iganiami.


Po zwycięstwie pod Wawrem i Dębem nadarzyła się najpiękniejsza pora Skrzyneckiemu jeżeli nie zniszczenia, to przynajmniej pobicia i wyparcia nieprzyjaciela, ale wynajdywał on różne sposoby, aby tylko stanowczej nie staczać bitwy, przez co marnował najświetniejszy zapał wojska polskiego. Lubił wygody i milej mu było siedzieć w Warszawie, aniżeli w obozie. Tej swobody i obojętności naczelnego wodza nie podzielał sztab jego. Generał  Prądzyński zwłaszcza bolał nad wypuszczoną bezmyślnie z rąk fortuną i przemyśliwał, jakby nakłonić Skrzyneckiego do jakiegokolwiek ruchu. Niebaczność Rozena, który zaniedbał lewego skrzydła swego, nastręczyła mu pożądaną ku temu sposobność; to też niebawem wystąpił z takim planem: Jedna kolumna uda się marszem przyspieszonym pod Iganie, na które uderzy i drogę bitą opanuje; druga słabsza, najwięcej z jazdy złożona, pociągnie na lewo, i skoro działa pod Iganiami zagrają, wykona natarczywy napad i połączy się z będącą już pod Iganiami kolumną. Plan ten przyjęto. Skrzynecki wziął dowództwo kolumny drugiej, która miała z boku nieprzyjaciela atakować, gdy Prądzyński, dowódzca kolumny pierwszej, każe dać 12 armatnich strzałów, jako znak, że wojsko nasze zdąża do Igań. 

Mogła być pierwsza godzina z południa, kiedy kolumna Prądzyńskiego dosięgnęła Żelkowa, wsi o 3 wiorsty od Igań odległej. Składała się ona z 6300 żołnierza. Nieprzyjaciel stał już w szyku bojowym pod Iganiami; siły jego wrynosić mogły około 17,000 głów, a więc blisko 3 razy tak wielkie jak nasze. Prądzyński wobec tak przeważnej siły nieprzyjaciela wstrzymywał się z rozpoczęciem boju, aby dać Skrzyneckiemu czas do zbliżenia się do Igań. 

Około godziny 3 z południa odezwały się działa na całej linii bojowej nieprzyjaciela: 

„Wyzywają nas, - zawołał Prądzyński - więc stanąć potrzeba!" a do Kickiego rzekł: „Tobie, generale, robię honor, abyś pierwszy bitwę rozpoczął". Radością błysnęła twarz Kickiego, spiął konia i cwałem pospieszył do swoich. 

Prądzyński szybko rozwija swoją kolumnę - i wysyła oddziały kawaleryi, to pułki piechoty do boju, które walczą z niezrównanem męstwem. W ślad za ułanami batalion Karskiego z ósmego pułku ruszył naprzód w kolumnie do ataku, wpadł do wsi i niedając piechocie rosyjskiej czasu do nabicia wystrzelonej broni, część jej wypędził za most, część powalił na 3 zdobyte działa i razem je z jeńcami zabrał. Artylerya rosyjska słała mordercze pociski, ale dzielnie jej odpowiadają nasze działa. - Mogła już być godzina szósta; słońce nachylało się ku zachodowi, a Skrzyneckiego ani widać ani słychać. Prądzyński wskazany był wobec trzykrotnie silniejszego nieprzyjaciela na własne tylko siły. „Oto chwila, rzekł, albo ostatni cios zadać, albo przypłacić swoją osobą!“ Takie chwile mierzą człowieka, - oceniają  wodza.

Wtedy Prądzyński, który, dla utajenia swojej niższości liczebnej, trzymał się bliżej lasu, zrozumiał, że pilno jest uderzyć całą potęgą na nieprzyjaciela. Czuje on, że i tak już zmarnował wiele czasu oczekując Skrzyneckiego. Całą tedy piechotę porusza od razu, sam zsiada z konia, dobywa pałasza i staje na czele 5 pułku piechoty. Wszystkie ośm batalionów pułków 1-go, 5-go i 8-go liniowych zrywają się do szturmu na łganie. 

Wrą bębny, odzywają się trąbki konnicy; trzy pułki wśród piekielnego grzmotu dział, jak zbita w jeden kłąb bryła, staczają się na Iganie. 

Mężny Karski na czele batalionu uderza gwałtownie na jegrów rosyjskich, spędza ich z pozycyi, zabiera działa i jeńców, ale ginie śmiercią bohaterską. Zachwiał się batalion po stracie swego wodza, - jegry to widząc, nacierają nań gwałtownie; w tem ósmy pułk bieży na pomoc zagrożonemu batalionowi, wypędza nieprzyjaciela bagnetem na powrót do Igań.  Walka była bardzo zacięta, strzelcy bowiem rosyjscy czyli jegry bili się mężnie. Zwano ich „lwami warneńskimi", gdyż w wojnie tureckiej 1828 r. pierwsi weszli do Warny. Przybyli oni niedawno na wozach z głębi Rosyi. Niedoświadczywszy jeszcze męstwa Polaków, śmiali się głośno, gdy jakiś pułk rosyjski cofał się przed nacierającymi Polakami. Na to rzekł pułkownik: „Wy myślicie, że to z głupimi Turkami sprawa! Spróbujcie z Polakami, a zobaczycie, co się z wami stanie". 

Lwy warneńskie jeszcze bardziej się śmiać zaczęli. Ich duma wnet upokorzoną została, gdy zaczęli bowiem przechodzić rzeczkę Muchawiec, Polacy tak gwałtownie uderzyli na nich, że większa część padła pod bagnetami naszych wiarusów, reszta zaś zginęła od kul polskich lub utonęła w Muchawcu. 

Świetne zwycięstwo okupili nasi tylko kilkuset ofiarami. Nieprzyjaciel stracił w jeńcach 2800 a w poległych 1700 ludzi i kilka dział. 

Skrzynecki przybył dopiero po odniesionem zwycięstwie. I dla czegóż się wódz spóźnił? Bo używał wywczasu, niepomny na to, że tem narażał na zagładę korpusu Prądzyńskiego. To też ten pochwały Skrzyneckiego przyjął obojętnie i robił mu wyrzuty za straty wynikłe stąd dla sprawy narodowej. Prądzyński i żołnierz polski okrył się tu nieśmiertelną sławą. - Obok nich zajaśniały w pełnej aureoli zwycięsców nazwiska: Karski, Kicki, Krasicki, Bem, Węgierski, Barzykowski - zajaśniały nazwiska poległych, rannych i wszystkich tych, którzy przeżyli dzień ten, pełen sławy i chluby dla oręża polskiego.

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new