Recently viewed
Please log in to see lots list
Favourites
Please log in to see lots list
Zagadnienie to zbywa się szeregiem utartych zdań, które dadzą się sprowadzić do następujących dwóch typów zapatrywania.
Jedno, przyznając że sztuka to rzecz piękna, odwoła się do pracy u podstaw, właściwej biednemu społeczeństwu. Drugie, apatycznie zwala winę zaniedbania naszego na czynniki zewnętrzne, wytwarzające odrębne nasze warunki bytowania.
I takie zbywanie rzeczy słyszy się powszechnie. Z życia codziennego i społecznego, z pracy „podstawowej" wyeliminowano doszczętnie sztukę, uważając ją za rzecz zbytku. Gdy się wspomni na najgorętsze dążenia za granicą, do jednoczenia sztuki z życiem narodowem i codziennem, widzi się u nas ten dziwny stan rzeczy. Bo zbyt u nas zacieśniono pojęcie sztuki. Analfabetyzm plastyczny miast naszych, jest charakterystyczny. Przeszłość, zachowana gdzieniegdzie w prawdziwych dziełach sztuki, musiała w tych warunkach zostać nieznaną, a nawet niszczeć w oczach nieoceniona. Artyści zaś współcześni, zmagając się z rzeczywistością, bądź ginęli w bezpłodnej walce, bądź szukali ucieczki i ocalenia, emigrując za granicę, lub zamykając się na wsi polskiej. Ci, którzy pozostawali w miastach naszych, poczynali powoli odż się z panującym stanem rzeczy, aż wreszcie wytworzyli pewien partykularyzm opinii artystycznej, nieznoszący wszystkiego, coby istniejący już stan rzeczy zmienić mogło, coby mogło narazić zdobyte uciążliwie jakie takie środki zbytu, sympatye publiczności i t. p.
Można powiedzieć, że nie umiano u nas wykorzystać ludzi, że trawiono siły na rzecz powierzchownego snobizmu, gdzie brak na każdym kroku artysty plastyka, brak widomej materyi życiu piękna.
Przez brak kultury plastycznej, miasta nasze stały się bezkształtne rosnąc bez uświadomienia wewnętrznego, przy rozbrajającej łatwowiernością nieznajomości wszystkiego, co nazywamy powszechnie — sztuką. Stąd ów nadmierny kult indywidualizmu, stąd szafowanie słowem „kultura" nieraz wobec zwykłego plagiatu, stąd pościg za reklamowanymi wartościami, a obojętność wobec poważnych usiłowań twórczych.
Przyznać trzeba dla wytlómaczenia tego zjawiska, że podobne objawy zastoju kultury plastycznej spotykały sie i w innych społeczeństwach. Tylko że tam ocknięto się już dawno. Ostatnie lat kilkadziesiąt cechowało to odpadanie sztuki plastycznej od całokształtu życia i ograniczenie jej z jednej strony do najbardziej zbywanego obrazka, z drugiej zaś do płytko zrozumianej pomnikomanii. Prawdziwy geniusz sztuki porał się z materyą i w tych ważkich ramach, starając się przemówić pozostawionymi sobie środkami, przeważnie jednak bywał niezrozumiany i uważany za dziwactwo. Zanik architektury w świadomości społeczeństwa pozbawił resztę sztuki plastycznej wyjścia niejako na świat, na swobodę.
Zaczęła ona wtedy szukać innego ujścia i zrodziła tak zwaną sztukę stosowaną. Był to jakby wybieg więźnia - sztuki, droga do połączenia się z życiem niepostrzeżenie, wniknięcia w nie zewsząd, każdym szczegółem codziennej potrzeby pojmowanym szlachetnie przez piękno. Od samego wszakże dnia jej narodzin zakradały się w jej drogę pojęcia błędne, paczące zasadniczo kierunek jej i wyniki. Do sztuki stosowanej, jako do zawodu artystycznego, dającego najłatwiej pracę i chleb, garnąć się poczęły wszystkie tak zwane niedouczone talenty i pod tą nazwą podciągać poczęto wszystkie próby zdobnicze o niepewnym charakterze i stylu. To z gruntu fałszywe pojęcie o sztuce stosowanej przyniosło największą krzywdę zamierzonemu przez nią używotnieniu sztuki. Trzeba bowiem być nie mniejszym artystą dla rozwiązania problemów istotnej sztuki w przedmiotach codziennego użytku, jak dla rozwiązania ich na płótnie lub w kamieniu. Równą miarą też należy sądzić te i tamte przejawy artyzmu, a w ten sposób niejeden obraz zdobiący nasze salony, okazać się może lichotą, niejeden zaś przedmiot, na który patrzymy codzień z obojętnością, mógłby okazać się przeciwnie dziełem rzetelnego artyzmu.
Zmiana tego stanu rzeczy i zwrócenie rękodzielnictwa polskiego ku prawdziwej sztuce w chwili, gdy w całym narodzie odezwała się myśl unarodowienia naszego handlu i przemysłu, jest pierwszą narzucającą się reformą. Pokazać się musi, że sztuka nie jest rzeczą zbytku, lecz potrzeby codziennej, i że za mało raczej mamy artystów dla zabudowania tej strasznej luki, przez którą zalewa nas wynaradawiająca fala wpływów. Tu leży bowiem główne nieporozumienie pomiędzy społeczeństwem a sztuką, wyłączoną przezeń z poważnej społecznej pracy.
Celowa wytwórczość artysty i świadoma odbiorczość społeczeństwa, musi zająć miejsce zaniedbania. Wiemy dobrze wszyscy co to jest wygodny fotel angielski, krzesło wiedeńskie, cacko francuskie i secesya niemiecka, czy balet rosyjski. Ale zaniedbujemy własny motyw.
Nawoływano do przetworzenia szkół, do organizowania warsztatów. Ale warsztaty te powierzano nadal ludziom, którzy jakkolwiek znali swój fach, nie mogli należycie spełniać swego zadania z powodu braku wykształcenia ogólnego i kultury. Ale szkoły te obsadzono ludźmi zawiedzionymi. Dlatego to z uczelni i warsztatów tych wychodziły szeregi rzemieślników bez zrozumienia artystycznego swego fachu, w pracy swej skazanych na szablon.
Fakty mówią za siebie.
A w poważnem ujęciu i wprowadzeniu w czyn dzieła warsztatów i szkół przemysłowo-artystycznych może leżeć rozwiązanie wielu trapiących nas kwestyi. Wytworzenie znających zawód swój pracowników artystycznych, których brak u nas w każdym zakresie tak głęboko odczuć się daje; zorganizowanie rzetelnej kontroli dla naszego przemysłu artystycznego; wreszcie powołanie do celowej, społecznej, a w zakresie ich leżącej pracy artystów i przemienienie sztuki z rzeczy zbytku, za jaką dotychczas uważa się ją u nas, w rzecz rozumnej, codziennej potrzeby społeczeństwa: oto są wytyczne drogi.
Wiele już na tej drodze zrobiono. Praca powoli postępuje. O pór przeciw zalewowi taniemi formami stopniowo wzrasta.
Świadomość tej potrzeby żyje u nas zdawna. Już Norwid nawoływał do połączenia sztuki z życiem, związania z architekturą w jeden całokształt pracy, przetworzenia ruchu artystycznego z fałszywego wykwintu na źródło żywej narodowej potrzeby.
Pozwolę sobie jeszcze na zakończenie zacytować słowa cudzoziemca, znamienne dla nas tem bardziej, że są hasłem, idącem z obcego, a tak bezmyślnie często naśladowanego przez nas w sztuce narodu. Muthesius, niemiecki architekt, krytyk i znany pionier artystycznego uprzemysłowienia swego kraju, pisze o równorzędnym ruchu w Niemczech: „Ruch ten dał po raz pierwszy sposobność ujawnienia zupełnie wyraźnego niemieckiego gustu. A jakie ma to znaczenie dla narodu, zrozumie każdy, kto uprzytomni sobie, że Niemcy szły niewolniczo od wieków za gustem innych narodów" (A czyż u nas jest lepiej?). „Jest bowiem niesłychanie ważną rzeczą, aby się rozwinęła ogólna narodowa idea artystyczna, widomy znak narodowej kultury. Tylko kultura narodowa może kulturze epoki nadać takie samo piętno, jakie wycisnęły dawne style na kulturach narodowych dawnych czasów. Co więcej, tylko dzięki narodowej idei artystycznej, możemy zdobyć na zewnątrz uznanie, tak nam bardzo potrzebne ze względów ekonomicznych, a tak nam mało okazywane w obcych krajach".
STANISŁAW K. OSTROWSKI