Advanced search Advanced search

II.


Nazywał się Tadeusz Kościuszko. Urodził się w r. 1746-m; miał więc w czasie, o którym piszemy, lat 47, wiek doświadczony, aczkolwiek jeszcze nie stary.

Urodził się na Litwie, w folwarku Mereczowszczyźnie, położonym w ówczesnem województwie Nowogrodzkiem, w Słonimskim powiecie. Pochodził z rodziny bardzo dawnej, ale niezamożnej i od dłuższego czasu niegłośnej. Rodzice jego byli ludzie poczciwi, matka odznaczała się nawet zdolnościami i żywością umysłu. Umiała też skrzętnie gospodarować, czego dowiodła, gdy po przedwczesnej śmierci męża czworo nieletnich dzieci pozostało na jej staraniu. 

Najmłodszym z tych dzieci był Tadeusz. Ciekawa to rzecz dzieciństwo wielkiego człowieka, bo w młodym umyśle i świeżej duszy zarysowują się zaczątki tych zalet, które następnie podziwia świat cały. Niestety, o pierwszych dziecięcych latach Kościuszki nie wiemy nic zgoła. Możemy się tylko domyślać, że w domu odbierał przykłady cnót rodzinnych i uczciwego postępowania.

Nauki początkowe odbywał, o ile się zdaje, u księży Jezuitów w Brześciu litewskim. W ówczesnej Polsce szkoły znajdowały się wszystkie w ręku duchownych, przeważnie różnych zakonów: Jezuitów, Pijarów, Dominikanów, Misjonarzy. Wspomnieliśmy, iż Kościuszko mógł snadnie widzieć pod dachem rodzinnym pełnienie cnót domowych; inaczej się miało z cnotą obywatelską, z powinnością względem Ojczyzny. O tej zapewne mówiono mu w domu niewiele, a w szkole nie mówiono wcale.

Były to bowiem dla Polski czasy bardzo złe i bardzo smutne. W prawdzie niepodległość istniała jeszcze i obszar Państwa był wielki, ale duch narodu się skaził, cnota obywatelska upadła. Po domach szlacheckich troszczono się tylko o pomnożenie dostatków, o życie bez walki i trudu. W szkole, zamiast miłości Ojczyzny i nauk do istotnego oświecenia popotrzebnych, uczono pochlebstw możnym panom i układania pochwalnych mów po łacinie. Tak się działo.

Że jednak nie jest to wolą Bożą, ani możliwością, by zło ostatecznie panowało nad dobrem, a przeciwnie dobro i prawda zawsze, chociażby po pewnym czasie, zwyciężyć muszą,— więc i w tym okresie dziejów naszej ojczyzny poczynało się właśnie przesilenie ku myśli zacniejszej i lepszym czynom. Pojawiali się ludzie, którzy, poznawszy, iż w kraju źle się dzieje, przystępowali zwolna do poprawy wadliwych dawnych urządzeń, do krzewienia oświaty i budzenia lepszego ducha.

Z dążeniami tych ludzi zetknął się Kościuszko, gdy miał lat 18. Stało się to z powodu wstąpienia do szkoły wojskowej, czyli szkoły kadetów.

Szkołę wojskową (rycerską) założył był Stanisław August, obiecawszy to narodowi przy swym obiorze na króla. Znajdowała się ona w Warszawie, a mieściła się w pałacu Kazimierowskim, przy ulicy Krakowskie-Przedmieście. Król okazywał jej pieczołowitość niejednokrotną, ale przedewszystkiem, i to bardzo gorliwie, zajmował się nią książę Adam Czartoryski, człowiek prawy, światły i rozumiejący wybornie, że w Polsce trzeba koniecznie zaprowadzić ład nowy i poczynić doniosłe zmiany. Jednym ze sposobów ku temu było oczywiście odpowiednie wychowanie młodzieży. W urządzeniu szkoły rycerskiej i w całym sposobie postępowania z uczniami widniały zacne chęci jej komendanta, księcia Adama.

W wielkiej sali szkolnej na ścianie złotemi literami świecił wypisany wiersz ówczesnego znakomitego poety, Krasickiego. A słowa wiersza były: “Święta miłości kochanej Ojczyzny, Czują cię tylko umysły poczciwe! Dla ciebie zjadłe smakują trucizny, Dla ciebie więzy, pęta nie zelżywe. Byle cię wspomódz można, byle wspierać, Nie żal żyć w nędzy i nie żal umierać…”

KOŚCIUSZKO
KOŚCIUSZKO

Poczucie miłości względem Ojczyzny i obowiązków obywatelskich wpajano starannie wychowawcom szkoły rycerskiej. Służył ku temu przedewszystkiem tak zwany „Katechizm Radecki“, zbiór przepisów postępowania, ułożony przez komendanta Adama Czartoryskiego. W katechizmie tym było następujące przykazanie: „Kadet powinien mieć miłość Boga, przywiązanie do religji, powinien Ojczyznę swą kochać i jej dobro nadewszystko.“

W innej książce, do nauki przeznaczonej, umieszczono przedmowę ze słowami: „Wy, młodzież, tę w najopłakańszym stanie zostającą Ojczyznę, powinniście zaludnić obywatelami gorliwemi o jej sławę, o powiększenie jej mocy wewnętrznej i poważania postronnego, o poprawę jej rządów... Żebyście wy, płód nowy, odmienili starą postać kraju swego.“

Wstępujący do szkoły rok pierwszy w niej przebywał niejako na próbie; dopiero po upływie tego czasu dostawał mundur kadecki i uzbrojenie.

Odbywało się to w sposób bardzo uroczysty, po wysłuchaniu mszy w kaplicy i po przemowie księdza, wyłuszczającej ogromne znaczenie obowiązku względem Ojczyzny. Młodego kadeta zapytywano w obecności towarzyszy i nauczycieli: „Masz-li waćpan szczere przedsięwzięcie tę broń, którą odbierzesz, zażywać zawsze na obronę Ojczyzny swojej i czci?” Dopiero po stwierdzającej odpowiedzi dawano młodzieńcowi karabin i pałasz. 

Taką była szkoła, w której Kościuszko przepędził cztery lata. Oczywiście, miał on już z młodych lat duszę prawdziwie wielką i wzniosłą, ale wpływ dobrej szkoły musiał bezwarunkowo przyczynić się do tego, że wszystkie właściwości tej wzniosłej duszy rozwinęły się rychło i pięknie.

Po ukończeniu nauki Kościuszko został jeszcze przy szkole jako oficer, lecz trwało to niedługo, gdyż w roku 1769 lub też 1770 (nie jest to dokładnie wiadomem) wyjechał na kilka lat zagranicę. Pragnął dalszej nauki, — ale nie to jedynie spowodowało wyjazd.

Dobrze się działo w szkole rycerskiej, ale źle, bardzo źle było w kraju. Smutne wieści przedostawały się oczywiście pomiędzy ściany szkolne i zasępiały serca młodzieży. A któż zpomiędzy młodych był pod tym względem wrażliwszy nad Kościuszkę? Przyczyny smutnych wypadków krajowych były wyraźne i jasne.

Widząc upadek dzielności Polski i osłabienie jej przez ciemnotę i swawolę, państwa sąsiednie oddawna dążyły do tego, by ją rozszarpać pomiędzy siebie. Powie niejeden: Polska tu sama winna, bo dlaczegóż się pogrążyła w ciemnotę i swawolę? Zapewne, Polska była poważnie winna, ale przypatrzmyż się tylko, jakiemi środkami państwa sąsiednie dążyły do korzystania z nieopatrzności jej oraz nieszczęść. Oto już na schyłku panowania przedostatniego naszego króla Augusta III-go Sasa, Rosja, Austrja i Prusy zawarły pomiędzy sobą przeciwko Polsce przymierze, pokryte wielką tajemnicą.

Zpomiędzy trzech sąsiadów, czyhających na Polskę, najgroźniejszą narazie była Rosja, potrafiła bowiem od dawna wmieszać się czynnie w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej i kierować niemi podług swej woli. Stało się to tem wyraźniejszem, gdy na tron polski wstąpił polecany i popierany przez Rosję Stanisław August.

Cesarzowa rosyjska Katarzyna II, znając go dobrze z miękkiej, słabej, tchórzliwej duszy, wiedziała, iż będzie to powolne narzędzie w jej rękach — i tak się też stało.

Rachuby rosyjskie napotkały jednakże opór nie od króla pochodzący lecz od najświatlejszych w narodzie. Do tych należeli, jak już wspomniano, Czartoryscy i inni, rozumiejący wielką potrzebę zaprowadzenia w Polsce nowych urządzeń i lepszego ładu. Ludzie ci z początku nie patrzali wrogo na Rosję; przeciwnie mieli nadzieję, iż jej wtrącanie się do spraw polskich potrafią tak zużytkować, by z tą pomocą dokonać odnowienia i dobrych dla narodu rzeczy, wzywali ją tedy na pomoc. Rząd rosyjski ze swej strony rachował, iż Czartoryskich, podobnie jak i króla, ujmie w swe ręce i, dokąd chce, zawiedzie. Wkrótce wyszła na jare obustronna pomyłka. Pozorni przyjaciele okazali się sobie nawzajem istotnemi wrogami. Czartoryscy i ich stronnicy poznali, jakim niezmiernym i szalonym błędem jest przyzywać obcego przeciwko braciom, chociażby ci bracia ciemni i grzeszni byli; jaką ogromną nieroztropnością jest polegać na innych, zamiast li tylko na wlasnem poczuciu obowiązku, na sobie.

Zaczęła się walka, z początku głucha, potem coraz bardziej otwarta. Walczyła światlejsza część narodu, pragnąca zmian pożytecznych u siebie, a przeciwko niej rząd obcy. Wnet po wstąpieniu na tron Stanisława Augusta, Czartoryskim i ich stronnikom (nazywano ich społem „familją“) udało się przeprowadzić kilka zmian zasadniczych, pierwszorzędnych. Rząd rosyjski nie mógł się z tem pogodzić, a był silny.

Wszczęły się też w Polsce gwałtowne spory między katolikami, a ludźmi innych wyznań, którym natenczas nadawano nazwę „dysydentów". 

Prócz tego stronnictwo, pragnące zmian czyli reform, musiało się również gwałtownie ścierać z ciemną i zaślepioną częścią narodu, która żądała, by wszystko po dawnemu było.

Zamęt wewnętrzny i zatargi trwały lat kilka i w ciągu tego czasu zniweczone zostały, na nieszczęście, wszystkie pożyteczne reformy, przeprowadzone przez Czartoryskich.

Ale tego było niedość. W jesieni 1767-go roku zebrał się sejm w Warszawie,—rząd rosyjski postanowił na nim wymóc zapewnienie, iż bezwarunkowo zachowany będzie dotychczasowy ustrój (urządzenie) Rzeczypospolitej. Jednocześnie zażądał, aby domowy, wewnętrzny spór katolików i dysydentów był rozstrzygnięty według woli i wskazówek Rosji.

Sejm przeciągnął się parę miesięcy, do lutego 1768 roku. Nie obeszło się bez gwałtów, nawet krzyczących. I tak: ówczesny bawiący w Warszawie poseł rosyjski Repnin, widząc twardą oporność kilku osób, mianowicie Sołtyka, biskupa krakowskiego, biskupa Załuskiego i dwu senatorów świeckich — Rzewuskich, ojca i syna,—rozkazał ich porwać w nocy i wywieźć z miasta i kraju w głąb Rosji.

Sejm zakończył się porażką dobrze myślących ludzi, a zwycięztwem nieprzyjaciela. Sejmujący musieli pod przymusem uchwalić, że nadal zachowany ma być szkodliwy ustrój Rzeczypospolitej i że nic w tym ustroju zmienionem być nie może bez pozwolenia Rosji. Nazywało się to, że Rosja bierze pod zapewnienie swe i opiekę starożytne swobody Polski. 

Powyżej opisane wypadki przemocy i gwałtu wywołały w narodzie oburzenie, i oto powstał związek czyli „Konfederacja“ w celu obrony religji katolickiej i wolności, oraz pozbycia się niepożądanej opieki obcego państwa. Konfederacja ta zawiązała się pierwotnie na Podolu, w miasteczku Barze i dlatego nazywa się barska.

Walczyła z wojskami rosyjskiemi przez lat dwa, do 1770 roku. Z początku wiodło się jej pomyślnie, tym bardziej że Rosja była z innej strony zajęta wojną z Turcją. Potem zaczęły się dziać rzeczy straszne: oto rozmaici tajni wysłańcy z Rosji poczęli krążyć po południowych prowincjach Rzeczypospolitej, Podolu i Ukrainie, namawiając lud tamtejszy prawosławny do rzezi katolików, unitów i żydów. Znajdowali się nawet popi, którzy w tym celu święcili noże; a wszyscy namawiający do mordów głosili, że czynią to z polecenia Katarzyny, cesarzowej rosyjskiej, która w ten sposób pragnie z pomocą przyjść prawosławnemu ludowi. Wybuchła tedy na Ukrainie straszna rzeź, w której zginęło 200000 ludzi. Oczywiście, zamęt w kraju i bratobójcza walka zaszkodziły zamiarom konfederacji barskiej. Jeszcze gorzej i ciężej było, gdy Rosja po ukończeniu wojny tureckiej wszystkiemi siłami zwróciła się się przeciwko Polsce i jej obrońcom. Konfederaci raz po raz ponosili klęski dotkliwe, waleczność ich była wielka, lecz siły słabe.

Młody Kościuszko, w szkole będący i nauką zatrudniony, nie mógł uczestniczyć w powyżej opisanych zdarzeniach, ani przyczyniać się do rozstrzygnięcia tak ważnych spraw krajowych; ale, rzecz prosta, musiał słyszeć o wszystkiem i doznawał rozpaczy na widok rozsypujących się w gruzy najlepszych zamiarów i pochylonej do upadku Ojczyzny. To gorzkie uczucie zrodziło zamiar wyjazdu zagranicę. Wiedział, że w danej chwili młody, niedoświadczony, nie zdoła skutecznie służyć Polsce. Pragnął posiąść więcej nauki i w siły wzrosnąć; wierzył, iż wtedy dokona, czegoby dziś nie potrafił.

Wyjechał do Francji, gdzie się bardzo pilnie kształcił w naukach, tyczących się wojskowości, mianowicie w inżynierji, sztuce sypania okopów i wznoszenia fortów obronnych.

Pobyt zagranicą przeciągnął się do lat pięciu. Nie potrzeba było aż tyle do nabycia biegłości w naukach wojskowych, bo Kościuszko, wielkiemi zdolności obdarzony, uczył się szybko i łatwo. Wkrótce też posiadł umiejętność odpowiednią i miałby z czem powracać do kraju, ale, niestety, nie miał do czego.

Po zniweczeniu konfederacji barskiej, Rosja, Austrja i Prusy wydały wspólną odezwę, głoszącą światu, że Polska rządzić się nie umie w tak obszernych granicach i wytwarza u siebie niepokój, zagrażający porządkowi wewnętrznemu państw sąsiednich. W taki to sposób Rosja, Austrja i Prusy usiłowały usprawiedliwić pierwszy rozbiór Polski, do którego też przystąpiły niezwłocznie. Wieść o rozbiorze napełniła serce młodego Kościuszki żalem, rozpaczą i wstydem, że oto takie, na ongi świetną Ojczyznę Polską, przyszło niezmierne poniżenie. Nie mógł się z tą myślą pogodzić i gryzł się nią tak długo, że dopiero pod koniec 1774-go roku powrócił do uszczuplonej Polski. Chciał jej służyć i teraz wiedział, że potrafi. Miał umiejętność wojskową, jakiej natenczas nie posiadał nikt inny w kraju.

Lecz oto cóż się stało. Wojsko polskie z woli Rosji było nieliczne, tak nieliczne, iż wynosiło niespełna 11,000. Po niedawno spadłem nieszczęściu—po rozbiorze, naród pogrążony był w osłupieniu i tępym smutku. Gdy się Kościuszko zgłosił, by zająć w szeregach polskich odpowiednie sobie stanowisko, odpowiedziano mu, że miejsca wolnego niema. Nie było też w owej chwili odwagi, ani dobrej chęci, wszystko przerwał smutek. A Rosjanie,—nawet w tej pozostałej Polsce, poczęli się roztasowywać, rozkładać, jak u siebie.

Nie mógł na to długo patrzeć Kościuszko. Doznawszy przytem osobistych zmartwień, bo odmówiono mu ręki dziewczyny, którą serdecznie kochał, po roku niespełna pobytu w Polsce, po nownie, a z tem boleśniejszem uczuciem, wyjechał w obce kraje.

Co teraz począć z sobą, z młodemi siłami, z gorącem ukochaniem wolności?

W dalekiej stronie, na drugiej półkuli, w Ameryce północnej toczyła się właśnie szlachetna walka o dobrą sprawę.

Ogromną część Ameryki północnej zaludnili oddawna wychodźcy z Europy, przeważnie z Anglji. Każda zamieszkiwana przez nich okolica rządziła się do pewnego stopnia samodzielnie, ale wszystkie miały pomiędzy sobą związek i nazywały się z tego powodu „Stanami Zjednoczonemi". 

Te Stany Zjednoczone, pamiętając o angielskiem pochodzeniu swoich obywateli, uznawały nad sobą wiernie zwierzchność Anglji.

Działo się tak do chwili, gdy Anglja nieuczciwie i nierozumnie poczęła Stany ciemiężyć, odmawiać im różnych praw i przywilejów. Wybuchła wojna o wolność i niepodległość. Odgłosy walki dochodziły do Europy, zagrzewając serca szlachetne, pociągając ochotników w amerykańskie szeregi. Jeden z pierwszych pośpieszył Kościuszko. Mając duszę rozdartą widokiem nastającej w Ojczyźnie niewoli, a nie mogąc temu przeszkodzić, pragnął przynajmniej innym dopomódz w osiągnięciu umiłowanej swobody.

W Ameryce okrył się chwałą i pozyskał ogólny, a głęboki szacunek.

Do dzisiejszego dnia ten szacunek otacza tam jego imię. A cóż się tymczasem działo w Polsce?

Zwolna otrząsał się naród z pierwszego osłupienia rozpaczy. Nastawał czas pewnego spokoju. Po strasznej rzezi ukrainnej, po wyczerpujących walkach konfederatów barskich, po nachodzeniu wojsk rosyjskich, austryjackich i pruskich, nie groziła chwilowo żadna wojna za granicami Rzeczypospolitej, ani też w granicach domowa. 

Z tego okresu skorzystała Polska w sposób, jakiego się nieprzyjaciele jej spodziewać nie mogli: poczęła się dźwigać, poprawiać i krzepić w sobie.

Od tak dawna usiłowano tamować w niej wszystko, co dobre, utrzymywano ją w nieładzie i ciemnocie, a oto skorzystała z pierwszego sposobnego czasu, aby się podnieść właśnie z tego nieładu i z tej ciemnoty. 

Stronnictwo ludzi światłych wzięło teraz górę w narodzie i poczęło gorliwie, a wszechstronnie, pracować nad polepszeniem dawnych urządzeń i sposobu życia. Powstała „Komisja edukacji narodowej"; było to grono ludzi, mających odpowiednio pokierować wykształceniem szkolnem i czuwać nad młodzieżą. Komisja owa doskonale się wywiązała z podjętych obowiązków Urządziła cały szereg szkół tak wybornych, że się podobnemi nie mógł naonczas poszczycić żaden inny kraj w Europie.

Oczywiście, te nowe szkoły całym sposobem nauczania różniły się niepomiernie od dawniejszych klasztornych, a przytem wychowywały młodzież na obywateli, pojmujących, co to Ojczyzna i jak jej służyć należy.

Nietylko około wychowania przyszłych pokoleń zakrzątnął się teraz naród; zwrócono uwagę i na inne wewnętrzne braki, a rany. Do tych należało w pierwszym rzędzie upośledzenie stanu włościańskiego. W całej ówczesnej Europie środkowej, za wyjątkiem jednej jedynej Anglji, istniały dla włościanina poddaństwo i pańszczyzna. Społeczeństwom ówczesnym nie świtała jeszcze ta prawda, że w narodzie wszyscy powinni być całkiem wolni i równi sobie. Ale do wielkich prawd dochodzi się tylko z biegiem czasu i z oświeceniem ogólnem, co rychło postępować nie może.

W Polsce na wiele lat przed chwilą opisywaną, bo w 1733-m roku, magistrat miasta Poznania, posiadając na własność wsi kilka, uwolnił je całkowicie z poddaństwa, znacznie umniejszył pańszczyznę i dozwolił rządzić się w sprawach swych samodzielnie, a więc ustanowił samorząd

Powyższy przykład znajdował niejednego naśladowcę. Z biegiem czasu coraz to więcej zastanawiano się nad potrzebą odmiany doli włościan; wiemy już o przekonaniach w tym względzie Rocha Jabłonowskiego i o tem, kto udaremnił jego uczciwe intencje. W okresie gdy Polska poczęła się z błędów dźwigać, wszyscy lepsi w narodzie gorąco starali się o ulżenie doli chłopa. Najwybitniej działał w tym kierunku ksiądz Brzostowski, ten w dobrach swoich zniósł pańszczyznę i pracował nad oświatą ludu wiejskiego.

W spokoju i wskutek większej dbałości o losy włościan, rolnictwo krajowe podnosiło się z uprzedniego upadku i wzrastała zamożność ogółu.

Zakrzątnięto się także około przemysłu krajowego, zakładano liczne fabryki. Wreszcie dążono zwolna do zasadniczej poprawy rządu, a także do pomnożenia wojsk, aby módz się obronić przeciwko wrogim zakusom sąsiadów.

W tym czasie powrócił z Ameryki Kościuszko, okryty chwałą i wzbogacony doświadczeniem ciężko nabytem. Nie był to już młodzieniec, lecz mąż dojrzały, który wiele widział, wiele przeżył i wiele cierpiał. W niedawno, a szczęśliwie zakończonej wojnie amerykańskiej, oglądał tryumf wolności, a to utwierdziło go w przekonaniu, że niemasz rzeczy niepodobnych do wykonania, skoro się znajdzie wola gorąca i mocna, Krom tego w Ameryce poznał Kościuszko społeczeństwo prawdziwie demokratyczne, równe mające prawa i nie znające różnicy stanów. To uczyniło wielkie wrażenie na jego umyśle, rozmiłowanym w wolności i równości.

KOŚCIUSZKO W AMERYCE
KOŚCIUSZKO W AMERYCE

W parę lat po powrocie Kościuszki rozpoczął się w Polsce okres wielkiego sejmu czteroletniego, który miał uwieńczyć stopniowe podnoszenie się Polski z bezrządu, który miał usunąć wszystko szkodliwe, a utwierdzić wszystko co dobre. Jakoż sejm wielki nie zawiódł oczekiwań narodu. 

Jedną z pierwszych zmian dokonanych było zwiększenie ilości wojska. Otwarło się dla Kościuszki odpowiednie miejsce w służbie krajowej i wszedł do niej, mając stopień generał-majora.

W obradach sejmowych udziału nie brał, głosu osobiście nie podnosił, aczkolwiek zajmowało go to wszystko i obchodziło niezmiernie. Współczesnym swym z owej chwili przedstawiał się jako człowiek prostego serca, bardzo łagodny i niemal cichy. Takim też był w istocie: nie pragnął przewodzić, ani grzmieć donośnie w obradach, jeno miłował i czekał kolei swojej, by służyć. Nadarzyła się dosyć rychło sposobność. Sejm dokonał wielkiego dzieła, obmyślił i ogłosił nową, udoskonaloną ustaw ę (konstytucję), której wspomnienie dotychczas drogiem jest sercu Polaków. Na konstytucję tę, (3 maja 1791 r.), przysięgli w Warszawie posłowie, przysiągł senat, król, urzędnicy, potem przysięgał naród we wszystkich częściach Rzeczypospolitej, po miastach i miasteczkach. 

Kościuszko, znajdujący się podówczas na Wołyniu, zaprzysiągł konstytucję wraz z dziesięcioma podwładnym i sobie oficerami, a dokonał tego z całą żarliwością swej miłującej duszy. 

Nie było danem krajowi naszemu korzystać z owocu prac sejmowych. Rosja postanowiła wszelkiemi siłami przeszkodzić w prowadzeniu w życie konstytucji 3-go maja. Prusy podtrzymywały ją w tym zamiarze, pozornie sprzyjając Polsce. Poprostu zdradziły Polskę, której przed rokiem w czasie Sejmu wielkiego ofiarowały przyjaźń i przymierze. Austrja tym razem pozostała na boku.

Wojska rosyjskie wkroczyły do Polski,— na nieszczęście nie same,—towarzyszyła im garść sprzedawczyków, którzy widząc, że konstytucja majowa ukróciła swawolę i ład zaprowadza, udali się pod opiekę Katarzyny przeciwko własnej Ojczyźnie. Ludzie ci zawiązali zdradziecką konfederację (związek) w miasteczku Targowicy i uczynili istotną „targowicę", bo wzamian za możność dalszej bezkarnej swawoli wystawili Ojczyznę na łup wrogowi.

Na wtargnięcie armji rosyjskiej pospołu z konfederaty targowickimi, Rzeczpospolita odpowiedziała wysłaniem wojska w dwu częściach. Jedna część poszła na Litwę, druga na Ukrainę. Ukrainnem wojskiem dowodził bratanek królewski, książę Józef Poniatowski.

Kościuszko, aczkolwiek starszy i więcej od tego młodzieńca zasłużony, poddał się z całą gotowością pod jego rozkazy. Paromiesięczna wojna miała dla Polski przebieg smutny, właściwie nie z winy wojska. Bez porównania szczuplejsze od armji rosyjskiej, rwało się ono jednak do boju, a musiało wciąż ustępować na skutek odbieranych w tym względzie rozkazów króla Stanisława Augusta.

Zapytamy, co mogło skłaniać króla do wydawania takich rozkazów? Oto nieszczęsna chwiejność i słabość charakteru. Stanisław August przystąpił był wprawdzie do konstytucji 3 maja, ale, widząc grożącą pomstę Rosji, przerażony zamyślał już o przebłaganiu cesarzowej rosyjskiej i powrocie do dawnego względem niej uniżenia. 

Wojsko polskie, cofając się krok za krokiem, napierane przez wielką siłę rosyjską, a samo nie wyćwiczone dostatecznie, uzbrojone dość licho, pomimo męztwa żołnierzy, poniosło kilka dotkliwych porażek.

Opuszczając Ukrainę, a następnie Wołyń, doszła armja księcia Poniatowskiego do Bugu i tu, nad tą rzeką, stoczoną została w sławiona bitwa pod Dubienką. Nie była ona zwycięztwem Polaków, a tem niemniej osobliwemi zgłoskami zapisała się w dziejach polskich, bowiem tu po raz pierwszy wyszła przed oczy narodu niepospolita wartość Tadeusza Kościuszki. Okazał tak wielką umiejętność wojskową, a zarazem tyle stanowczości i spokojnego, nieugiętego męztwa, że od tej chwili imię owego skromnego człowieka stało się nietylko powszechnie znanem, ale ukochanem przez serc tysiące.

Rychło po wyżej wspomnianej bitwie przyszła do polskiego obozu wieść przeraźliwa: król odstąpił narodu i sprawy jego, przeszedł na stronę wroga, przystał do targowickiej zdrady. Wódz Józef Poniatowski, Kościuszko, generałowie, oficerowie zażądali zwolnienia ze służby; nie mieli już za co walczyć, a nie chcieli się ostać, by służyć zdrajcom i Rosji.

Nastały gorzkie czasy. Sprzedawczykowie targowiccy pod osłoną wojsk rosyjskich obalali wszystkie postanowienia Sejmu wielkiego, prześladowali uczciwych Polaków. Zaraz potem nastąpił drugi rozbiór kraju. Wybitniejsi obywatele i obrońcy Ojczyzny, prześladowani przez zalewające kraj nasz wojska rosyjskie, zmuszeni byli w znacznej ilości chronić się zagranicę. Należał do nich Kościuszko, już po raz trzeci wyjeżdżający z kraju. Udał się do Saksonji (jednego z krajów niemieckich), stamtąd na niedługi czas do Francji (do Paryża).

W kraju, po rozbiorze, groźbami i przymusem tworzono nieszczęsny zjazd grodzieński. Jednocześnie, jak wiemy, Kapostas, Działyński i inni poczynali krzątać się w Warszawie. Do Kościuszki, który z Paryża powrócił znów do Saksonji, doszła wiadomość o gotującem się pierwszem powstaniu obalonej i pozornie zniweczonej Polski i doszło go wezwanie na Naczelnika powstającego narodu. Przyjął je i przybywał, by wielką powinność spełnić, ten człowiek łagodny, nie chciwy sławy, w obyczajach i mowie niezmiernie prosty, a w sercu mający jedno żądanie: „Za tę Ojczyznę ponieść śmierć choćby sto razy!”

keyboard_arrow_up
Centrum pomocy open_in_new