Recently viewed
Please log in to see lots list
Favourites
Please log in to see lots list
Cóż się działo dalej?
Prusacy w swojej części zaprowadzili zaraz nowe praw a i urzędy, szkoły niemieckie i niemiecki język w sądach, w urzędach. Rosya zostawiła na razie daw ne praw a polskie i język, ale Rusinów Unitów na Podolu i Wołyniu zaraz gwałtem zmusiła do swojej schyzmatyckiej wiary. Gdy w roku następnym um arła K atarzyna, wstąpił na tron jej syn cesarz Paweł. Ten miał lepsze serce, choć głowę na pół szalo n ą; wstydził się okrucieństw i bezecnej rozpusty m atki i chciał nie naprawić, ale złagodzić złe, jakie ona zrobiła. Kościuszkę i jego towarzyszy wypuścił zaraz z więzienia; poczem Naczelnik wyjechał do Ameryki, gdzie już za młodu walczył był ze sławnym Waszyngtonem w pow staniu Amerykanów przeciw Anglikom. W kraju u nas cicho i głucho; martwy spokój i rozpacz. Ale po za naszym krajem nie było spokoju wcale, owszem wrzała wojna w różnych stronach Europy.
W tym samym czasie, kiedy u nas zbierał się Sejm Czteroletni i pracował nad ułożeniem nowego lepszego porządku rzeczy, wzięto się do podobnego dzieła we Francyi. Ale u nas złe pochodziło ze zbytku wolności, a ze słabości władzy; we Francy i przeciwnie był zbytek władzy, samowola królew ska, która za dwóch zwłaszcza królów, Ludwika Czternastego i Piętnastego, doprowadziła ten kraj do nędzy i do rozpaczy. Nowy król, Ludwik Szesnasty, uczciwy, chciał złemu zaradzić, poddanych do udziału w rządzie przypuścić, i zwołał Stany Generalne czyli sejm, którego tam już od wieków nie było. Ale z dobrego początku wyszedł koniec zły. Ludzie burzliwi, a po części przewrotni, opanowali ten sejm, utrzymywali kraj w ciągłym rozruchu, podburzali pospólstwo tak, że król z żoną i dziećmi bał się o swoją wolność i życie i uciekł z Paryża. Złapany w drodze osadzony został w więzieniu i oddany pod sąd jako niby zdrajca ojczyzny. Jego przyjaciele i stronnicy tym czasem zaczęli u różnych królów sąsiednich prosić o pomoc przeciw Francyi. Otrzymali ją istotnie od Prus i od Austryi, ale królowi zaszkodzili tem najgorzej. Francuzi bowiem uwierzyli naprawdę, że to on obce wojska na kraj sprowadza, złożyli go z tronu, skazali na śmierć i ścięli na placu publicznym w Paryżu w roku 1793. W kilka miesięcy później ścięli tak samo jego żonę i siostrę; małego synka oddali do szewca, który go głodem i złem obchodzeniem na śmierć zamęczył. Bronili się Francuzi od obcych wojsk dzielnie, tę sprawiedliwość oddać im należy; ale na sobie samych popełnili okrucieństw i niegodziwości bez liku i miary. Ścięcie króla stało się początkiem niezliczonych innych Nie było dnia, żeby w Paryżu kilkanaście, czasem kilkadziesiąt osób nie poszło pod gilotynę (tak się nazywa maszyna do ścinania głów). Kto tylko był posądzony, że sprzyja królowi, albo że przechowuje u siebie księdza, albo że ratuje kogo od więzienia i śmierci, taki był brany do więzienia jako podejrzany, niby to sądzony przez rozwścieklonych łotrów składających tak zwany Trybunał Rewolucyjny i posyłany na śmierć. W innych miastach, w Lugdunie i w Nantes, ścinać było im za długo, więc setkami topili tych nieszczęśliwych podejrzanych w rzece. Zginęło też mnóstwo księży, bo ta Rewolucya szczególnie była zawzięta na wiarę Kościoły pozamykała, nabożeństw i Sakramentów nie dozwalała, Pana Boga uznała za głupi ludzki wymysł, a zaprowadziła nową religię i swoje nowe nabożeństwa. Nazywała to religią rozumu, a nabożeństwo tak się odbywało, że Bogini Rozumu (którakolwiek z wszetecznych niewiast paryskich) prawie naga, wieziona była w tryumfie do jednego ze zbezczeszczonych kościołów, tam stawiano ją na ołtarzu, śpiewano jej i kadzono.
Trwały te okrucieństwa prawie półtora roku. W końcu tak już Francuzów przeraziły i zmierziły, że wytrzymać nie mogli. Nikt nie był pewien jutra. Lada szpieg, albo nieprzyjaciel, mógł każdego podać do rządu jako podejrzanego i przyprawić go o śmierć. Wyglądali też w trwodze i niecierpliwości, czy ich co z tego stanu nie wybawi. Znalazło się kilku ludzi śmiałych, którzy ,w owym sejmie (nazywał się on konwencyą), stawili czoło naczelnikowi tego strasznego rządu, Robespierowi, jego samego oskarżyli, innych za sobą porwali, i Robespier, który setki tysięcy posyłał na gilotynę, sam pod gilotyną skończył. To była ostatnia egzekucya i koniec tej strasznej rewolucyi.
Nastał we Francyi nowy rząd, zwany dyrektoryatem. Ten był łagodniejszy, ale niedołężny. Panowie dyrektorowie żyli wygodnie i przyjemnie, wydawali dużo pieniędzy, ale wojsk opatrzyć i rządzić nie umieli. A tymczasem wojna z zagranicznemi państwami, głównie z Austryą, trwała wciąż. Wojska francuskie biły się doskonale w Holandyi, w Niemczech, we Włoszech, ale bez pieniędzy, bez broni, bez ładu i rządu wewnątrz, długo bić się nie mogły. Wtedy zjawił się człowiek, który ten cały nieład i bezrząd miał opanować i ująć w silną rękę. Nazywał się jenerał Bonaparte. Był synem adwokata z miasta Ajaccio na wyspie Korsyce, uczył się w szkole wojskowej, zaczął służyć jako porucznik artyleryi. Zdolności miał tak nadzwyczajne, że zaraz zwrócił na siebie uwagę i w wieku bardzo młodym mianowany został wodzem naczelnym armii walczącej przeciw Austryi we Włoszech. Tu w dwa tygodnie opanował całe królestwo Sardyńskie, w kilka miesięcy coraz nowemi zwycięstwami całe północne Włochy. Ten to jenerał Bonaparte został w lat kilka później cesarzem Napoleonem. Ale tymczasem zobaczmy co z nim i z temi francuskiem i wojnami mieli wspólnego Polacy.
Polski niepodległej już nie było, jak wiemy, ale przy ostatnim rozbiorze została jeszcze część wojska. Niecałe biło się pod Maciejowicami, niecałe było pobite. To pozostałe wojsko, częścią pod jenerałem Dąbrowskim, częścią pod Kniaziewiczem i innym i, nie chciało się poddać. W kraju zostać nie mogło; nie byłoby dało rady wojskom rosyjskim i pruskim. Umyślili tedy wodzowie, a głównie Dąbrowski, pójść w jaką służbę obcą, zagraniczną, ale jako pułki polskie. Dąbrowski zaczął się układać z rządem francuskim, i rzeczywiście otrzymał przyrzeczenie, że Polacy będą przyjęci do służby, jak o pułki osobne pod własnym i dowódcami i oficerami. Oświadczono zarazem, że mają być przyłączeni do armii włoskiej.
Zajął się tedy Dąbrowski zbieraniem i urządzeniem tego wojska. Na jego wezwanie ciągnęli do Włoch z Polski i z zagranicznych krajów oficerowie i żołnierze; i to był początek tych sławnych Legionów, które do dziś dnia żyją w naszych wspomnieniach i pieśniach, które cześć polskiego imienia i chwałę polskiego oręża podniosły tak wysoko, że w późniejszych wypadkach Polska zapomnianą i pominiętą być nie mogła.
Najznakomitszym, najzasłużeńszym z ówczesnych wodzów był Henryk Dąbrowski. Ale obok niego świecili zdolnością i męstwem jenerałowie: Karol Kniaziewicz, Sokolnicki, Fiszer, Kossecki; między młodszymi oficerami wsławiony później Chłopicki i inni.
Wstępowali oni w tę służbę francuską z tą nadzieją, że los wojny przybliży ich do ojczyzny i że prędzej czy później bić się będą nie o włoską ziemię, ale o swoją. Wtedy to powstała ta pieśń narodowa, którą nazywamy pieśnią Legionów, która się zaczyna od słów „Jeszcze Polska nie zginęła!” , a w każdej zwrotce powtarza „Marsz marsz Dąbrowski z ziemi Włoskiej do Polskiej".
Ale ta nadzieja na razie zawiodła. Jenerał Bonaparte zawarł pokój z Austryą. Legiony zostały w służbie francuskiej, ale musiały kręcić się po Włoszech i ucierać z wojskami króla neapolitańskiego; co gorzej jeszcze, nawet papieskie posiadłości dla Francyi zajmować. Tyle było przynajmniej pożytku, że ich dzielność i męstwo coraz lepiej dawały się poznać, a rosła sława i ich własna wojenna biegłość i wprawa.
Jenerał Bonaparte tymczasem, chcąc zadać klęskę Anglikom , którzy stali zawsze na czele nieprzyjaciół Francyi, wyprawił się z wojskiem przez morze Śródziemne do Egiptu. Kraj to był (i jest) dla angielskiego handlu nader ważny. Wziął z sobą Bonaparte i część naszych legionistów. Egipt opanował łatwo; w prawdzie doznał potem od Anglików ciężkiej klęski na morzu, był w wielkiem niebezpieczeństwie, ale umiał wywinąć się się z niego szczęśliwie, zajął jeszcze Syryę; kiedy doszła go z Francyi wiadomość, że rząd tam coraz niedołężniejszy, że armia walcząca w Niemczech, nieopatrzona, może być pobitą. Nie miał więc chwili do stracenia: dowództwo w Egipcie zdał innemu, wrócił czemprędzej do Francyi, obalił dyrektoryat (czyli ówczesny rząd), a sam objął najwyższą władzę z tytułem Pierwszego Konsula).
Konsulami nazywali się najwyżsi urzędnicy w dawnej Rzeczypospolitej rzymskiej. Rzeczpospolita francuzka, chcąc być do tamtej podobną, wznowiła ten tytuł
Kiedy jenerał Bonaparte był w Egipcie, po zwycięstwie floty angielskiej pod Abukir zdawało się, że nie zdoła wrócić do Europy. Państwa europejskie cb ciały z tego skorzystać, i zawarły między sobą nowy związek przeciw Francyi. Należała do tego związku Anglia, Austrya, Prusy i Rosya. Toczyła się więc w ojna dalej we Włoszech i w Niemczech, i to szczęśliwie dla państw sprzymierzonych. Wojska austryackie wypędziły Francuzów z północnych Włoch, rosyjskie weszły cło Szwajcaryi, zkąd było już bardzo blisko do Francyi; zdawało się, że z Francyą już bardzo źle. W takiej to chwili niebezpiecznej wrócił Bonaparte, i zaczął rządzić pod nazw ą konsula, niby to z dwoma towarzyszami, ale naprawdę sam, bo dwaj inni konsulowie słuchali go we wszystkiem . Zawsze tak bywa, że kiedy wolność przejdzie w samowolę, a ta znowu w dziki bezrząd (jak w Rewolucyi francuskiej), to jeden tęgi człowiek — najczęściej wojskowy — bierze wszystko w rękę, porządek i bezpieczeństwo przywraca: ale staje się sam sam owładnym panem narodu czyli despotą, a naród zmęczony bezrządem a zbrzydzony okrucieństwem, wita go jako zbawcę.
Tak było i teraz we Francyi. Konsul Bonaparte stanął na czele rządu i narodu, a przejął go takim dla, siebie zapałem , że robił z nim co chciał. Trzeba mu oddać sprawiedliwość, że zrazu wszystko co robił było dobre. Spokój i porządek przywrócił, kościoły pootwierał, księżom do kościołów, biskupom do dyecezyj wrócić pozwolił; ułożył doskonałą księgę praw, zwaną od jego imienia kodeksem Napoleona; z Papieżem Piusem Siódmym zawarł konkordat, czyli układ poręczający Kościołowi potrzebne praw a i swobody. Słowem, rządził jak człowiek roztropny i uczciwy, a bił się i zwyciężał jak nikt nigdy przed nim. Jak piorun niespodziewanie spadł na wojska austryackie we Włoszech, pobił j,o pod Marengo, zajął Medyolan, Genuę i prawie cały; kraj. Równocześnie drugie wojsko francuskie posunęło się naprzód w Niemczech, odniosło w ielkie zwycięstw o pod Hohenlinden, do którego przyczynili się bardzo Polacy pod dowództwem jenerała Kniaziewicza i zbliżyło się do Wiednia. Tu Cesarz Franciszek zawarł pokój.
Takie nadzwyczajne szczęście zwykło ludzi wbijać w pychę. Bonapartemu już teraz nie wystarczało być konsulem i naprawdę panem Francyi. Ogłosił się cesarzem pod imieniem Napoleona. Z krajów niepodległych, a teraz przez wojska francuskie zajętych, porobił królestwa i księstwa, na których poosadzał swoich braci i siostry. Jednego brata, Józefa, w Neapolu; drugiego Ludwika w Holandyi; trzeciego Hieronima w Westfalii (niemieckim kraju nad Renem): dwom siostrom i ich mężom nadał udzielne księstwa we Włoszech. Ale wszystkie te mniejsze kraje ze swym i królami i książętami miały być zależne od Francyi i rozkazów cesarza ślepo słuchać. Żeby swojej nowej koronie dodać blasku, wymógł Napoleon na Papieżu, że przyjechał do Paryża, a Pius Siódmy, wdzięczny cesarzowi za przywrócenie Kościołowi praw, i z obawy żeby potężnego mocarza nie obrazić, przyjechał istotnie - obrzędu koronacyjnego dopełnił.
Gdyby Napoleon był n a tem poprzestał, byłaby Francya na długo została pierwszą potęgą na świecie, »on sam byłby umarł na tronie i synowi byłby tron wstawił. Ale rzadki ten człowiek, któremu powodzenie nie za wróciłoby głowy. Ze szczęściem rośnie pycha, z znocą rośnie żądza coraz większej władzy; dumny mocarz i zwycięzca już nie umie nad sobą panować, chce; żeby go cały świat ślepo słuchał, w tej pysze kusi się coraz nowe zdobycze, zrywa się ma coraz nowe wyprawy. A gdy mu się raz noga powinie i szczęście go opuści, obracają się przeciw niemu wszyscy ci, co go ze strachu słuchali, następują na niego, odbierają każdy swoje, — i niepohamowany zdobywca kończy w upadku i upokorzeniu.
Taki był i Napoleona koniec, ale jeszcze nie zaraz. Przez lat kilka, po włożeniu cesarskiej korony, wiodło mu się jeszcze świetnie. Anglia zawiązała nowe, przymierze, do którego należała oprócz niej Rosya, Szwecya i Austrya. Napoleon pobił wojska austryackie pod Ulm (w Bawaryi), potem połączone austryackie i rosyjskie pod Austerlitz (na Morawach), i znowu pobici musieli przyjąć taki pokój, jak i on im nałożył. Wtedy to skończyło się dawne Cesarstwo Niemieckie, które trwało lat tysiąc, a od trzechset zostawało w domu Austryackim. Rzesza niemiecka składała się z wielkiej liczby mniejszych i większych państw, księstw udzielnych ale podległych cesarzowi, który był między królami Europy najdostojniejszym . Nie było to cesarstwo dziedziczne, ale po śmierci każdego cesarza zjeżdżało się siedmiu Elektorów (najwyższych książąt Rzeszy) do miasta Frankfurtu i tam wybierali nowego cesarza. Ale od trzech wieków wybierali zawsze stale te go, który był głową domu Austryackiego, a jako taki był królem Węgier i Czech i panem dziedzicznym wieku innych austryackich krajów. Ten związek niemiecku jed n ak osłabł bardzo przez czas i przez różne okoliczności, wewnętrzne niesnaski, sprzeczne interesa panrających i t. d. Teraz, kiedy Austrya była pobita, Prusy zastraszone, a wszystkie mniejsze państwa niemieckie na łasce wszechmocnego Napoleona, książęta niemieccy sami bojąc się, żeby ich krajów nie zabrał, oświadczyli, że rozwiązują daw ny związek niemiecki, i oddają się pod opiekę cesarza Francuzów. Franciszek Drugi (dziad dzisiejszego Cesarza Franciszka Józefa) złożył cesarską koronę niemiecką, a przyjął odtąd tytuł Cesarza Austryi.
Uległy w tem Niemcy przemocnej woli Napoleona, ale do żywego dotknięte w swoich uczuciach narodowych, czekały tylko na sposobną porę, żeby się pomścić.
Rosja, oddzielona od Francyi całą szerokością Europy, nie potrzebowała bać się o siebie; ale i ona wmieszała się w te wojny. Zaszły w niej przez ten czas ważne zmiany. Cesarz Paweł, syn Katarzyny, niezły, ale dziwak, bez statku w głowie i w postępowaniu, należał z początku do wszystkich przymierzy przeciw Francyi i wojska swoje na nią wysyłał. Ale nagle, bez zrozumiałego powodu, pogodził się z Napoleonem (w tedy jeszcze konsulem) i zdawało się, że zechce jemu przeciw Anglii Austryi i Prusom pomagać. Jego poddani, wojskowi, wielcy urzędnicy, nawet synowie, bali się tego bardzo; uważali to za niebezpieczne i złe dla Rosyi. Uznali, że cesarz, choć niezupełnie szalony, niema przecież całkiem dobrze w głowie, i że takiego nie można bezpiecznie zostawiać na tronie. Umyślili tedy zmusić go do złożenia korony. Synowie, Aleksander i Konstanty, zgodzili się na to, nie przewidując zapewne jak i będzie koniec. Tymczasem spiskowi (jenerałowie i urzędnicy) weszli nocą pocichu do pałacu, zabili wartę pilnującą drzwi cesarskiego pokoju, wywlekli nieszczęśliwego Pawła z łóżka i zadusili go. Na tron rosyjski wstąpił najstarszy syn, Aleksander Pierwszy.
Ten, jak świadczą ludzie którzy go znali, nie wiedział o zamierzonem morderstwie. Godził się na złożenie ojca z tronu, ale nie domyślał się, że chodziło o jego życie: miał też podobno do samej śmierci ciężkie zgryzoty sumienia. Nie godzi się bez pewnego dowodu posądzać nikogo o zbrodnię, a dopieroż o taką straszną jak ojcobójstwo, ale trudno znowu wierzyć w zupełną niewinność Aleksandra, kiedy żadnego z morderców ojca pod sąd nie oddał i nie ukarał.
Jakkolwiekbądź, był to człowiek dziwny. Bardzo przebiegły, chytry, o swoje panowanie i władzę bardzo zazdrosny, a przytem mówiący ciągle o wolności ludów, o sprawiedliwości dla wszystkich i o zachowywaniu przykazań Boskich. Nikt już dziś nie dojdzie, ile w tych słowach było prawdy, a ile udawania: ale nie wszystko było udawaniem. Aleksander miał niektóre dobre uczucia i niejedno dobre zrobił. Powtarzał zawsze, że rozbiór Polski był niegodziwą zbrodnią, i że jak zostanie cesarzem, naprawi ile będzie mógł tę zbrodnię swojej babki Katarzyny. Księcia Adama Czartoryskiego, którego miał za przyjaciela, zaraz po wstąpieniu na tron powołał do siebie na ministra, i pod jego wpływem pozwolił na dobre urządzenie szkół polskich na Litwie, Wołyniu i Podolu. Jak zachowywał się względem nas później, to zobaczymy w dalszym ciągu tego opowiadania.
W wojnę z Napoleonem wdał się Aleksander porywczo, bez potrzeby, a wyszedł na niej źle. Pobity pod Austerlitz, wrócił do Rosyi. A tymczasem wybuchła nowa wojna. Prusy, które przed rokiem bały się przystąpić do przymierza przeciw Napoleonowi, teraz niebacznie wyzwały go same, bez pomocy i sprzymierzeńców. Skutek był dla nich okropny. W bitwie pod Jena (w roku 1806) zniósł Napoleon wojsko pruskie do szczętu, tak że w całych Prusieck nie miał się już kto bronić. Król pruski uciekł do Królewca, Francuzi weszli do Berlina. Ztąd do Wielkopolski już blisko, a chcąc ścigać Prusaków dalej i odebrać im miasta i twierdze, które jeszcze trzymali, musiał Napoleon wejść w ziemie polskie. Spełniła się dawna nadzieja Legionów. Wychodzili żołnierze z kraju w tej myśli, że kiedyś wrócą do niego z bronią w ręku i oswobodzą go, a teraz niezwyciężony Napoleon rozbił Państwo pruskie i stał nad polską granicą. Teraz — myślano powszechnie — przyszedł czas oswobodzenia ojczyzny! Na wieść o zwycięstwach Napoleona, zapał niezmierny ogarnął serca i kraje polskie: kto żył, wybierał się na wojnę. Deputacya obywateli polskich udała się do Berlina ofiarować Napoleonowi usługi Polaków i odebrać jego rozkazy. A tymczasem Francuzi weszli do Poznania. Jenerał Dąbrowski ogłosił powstanie i zaczął zbierać nowe pułki polskie. Ochotnicy płynęli do nich jak woda, a niebawem wysłani na linię bojową, bili się tak jak najstarsi najdoświadczeńsi żołnierze. Wojsko pruskie, gdzie jeszcze było, cofało się zewsząd, urzędnicy uciekali; Francuzi a z nimi wojsko polskie szli ciągle naprzód, wreszcie 27 listopada 1806 roku doszli do W arszawy. Tu zapał i radość były bez granic i bez miary, dawało się wszystkim, że Polska już jest na nowo przywrócona do dawnej niepodległości. Ale radość była przedwczesna i łatwowierna. Wszystkim Polakom, którzy mieli u niego posłuchanie, mówił Napoleon zawsze, mają się bić i słuchać go, że on po tem pozna, czego są warci i co dla nich zrobić może. Ale odbudowania Polski nie przyrzekał i w urzędowych mowach i pismach nawet jej imienia unikał. Słuszność każe przyznać, że Przez samą ostrożność robić tego nie mógł, bo inaczej byłby zaraz Wywołał przeciw sobie wojnę z Rosyą, która dotąd zachowywała się spokojnie. Ale Polacy sądzili, że prędzej czy później będzie musiał cala Polskę odbudować, żeby mieć w tej części Europy przyjazne Państwo i zabezpieczyć się od otwartych nieprzyjaciół lak Prusy i od ukrytych jak Rosya.
Rosya tymczasem ulękła się zwycięstw Napoleona, jego przewagi i upadku Prus, i wystąpiła do wojny w ich obronie. Wielka armia rosyjska połączyła się z resztkami pruskiej: walka była uporczywa i trudna. W strasznej bitwie pod Eylau ledwo że Napoleon utrzymał plac boju. Pod Friedlandem odniósł świetne zwycięstwo, ale jego wojsko było już tak zmęczone i wycieńczone, że nie śmiał narażać go na nowe boje. Zawarł tedy z cesarzem rosyjskim pokój w Tylży (małem miasteczku nad Niemnem). Cesarz rosyjski zgodził się tym pokojem na wszystkie zdobycze Francyi, na upokorzenie i okrojenie Prus, którym ledwo połowa posiadłości pozostała. Ale za to otrzymał (jak pisał do matki) przynajmniej jednę korzyść: „tę że imię Polski nie będzie wspomniane ani wskrzeszone".
Jednak po dziesięcioletniej służbie polskiego wojska, po świeżem wezwaniu do powstania, nie mógł Napoleon nie zrobić nic dla Polaków. Nie mógł zresztą kraju ich, Prusom tylko co odebranego, znowu Prusom oddać albo Rosyi. Utworzył więc Napoleon z ziem polskich Prusom odebranych małe państwo osobne, udzielne, które nazwał Księstwem Warszawskiem. Za panującego zaś nadał temu księstw u króla saskiego Fryderyka Augusta, wnuka polskiego niegdyś króla Augusta Trzeciego, a przez Konstytucyę Trzeciego Maja powołanego na tron polski jako następca po Stanisławie Auguście.