Poray-Biernacki Janusz [pseud. Jasieńczyk Janusz], Po Narviku był Tobruk..., nakł. Trzaska, Evert i Michalski, Warszawa [1948?], s. 231, f. 15,5 x 21,5 cm. Oprawa broszurowa, lekko naderwana przy grzbiecie.
Jak wspomina autor, pisał tę książkę niemal dwa lata: trochę w Egipcie, w obozie wojskowym, więcej w Jerozolimie w 1944 r., już w cywilu. Jest to zbiór opowiadań, obrazków opisujących godziny, dni i tygodnie przeżyte przez żołnierzy Samodzielnej Brygady pod Tobrukiem, które starał się poukładać tak, by - i tu oddaję już głos autorowi - "stworzyć harmonię widzianego z perspektywy, prawdziwego obrazu. Czy zdołałem to osiągnąć? Nie wiem. Sąd należy do Ciebie, czytelniku. Jeśli pomyślisz sobie - teraz już wiem, jak to było w Tobruku - to mi na razie wystarczy. Co robi normalny człowiek, gdy rozbójnicy pozbawią go domu? Szuka pomocy wśród ludzi znajdujących się w podobnej sytuacji i bije rozbójników i ich sprzymierzeńców wszędzie, gdzie może i jak może. Chce wrócić do domu. Parę tysięcy porządnych ludzi robiło to w Tobruku. To wszystko. To chciałem pokazać. Nie mając innego wyboru, Polacy biją rozbójników zawsze i wszędzie. I dlatego nazwałem tę książkę: "Po Narviku był Tobruk...". Dwa małe miasta - dwa ogniwa jednego łańcucha. Przed nimi była Warszawa, Kutno, Westerplatte, Francja - nad nimi Battle of Britain i polscy lotnicy. "Po Narviku był Tobruk...". A potem kropki w tytule. Te kropki - to Cassino, Piedimonte, Ancona, Falaise i znowu Warszawa...